Wszczepiają czipy pracownikom - dla ich dobra?

Propozycja mrożenia jajeczek dla kobiet, które nie chcą, by ciąża przeszkodziła im w robieniu kariery, czipowanie pracowników. Co jeszcze wymyślą firmy, by "ułatwić nam życie"?

Pamiętam, jak kiedyś z kolegami, pracującymi w firmie, która, delikatnie mówiąc, miała zwyczaj mocno ingerować w życie pracowników i pilnować ich na każdym kroku, żartowaliśmy, że jeszcze trochę i wszczepią im wszystkim czipy, żeby pilnować, o której dokładnie przychodzą do pracy i ile papieru zużywają. Okazuje się, że Szwedzi już na to wpadli. Choć w zupełnie innych, mniej "orwellowskich" celach.

Czytam artykuł i włos mi się jeży na głowie: pracownicy pewnej szwedzkiej firmy technologicznej zostali "zaczipowani". Dzięki wszczepionym w rękę maleńkim elektronicznym identyfikatorom nie muszą już nosić przy sobie niewygodnych kart do otwierania drzwi do budynku, garażu, sali konferencyjnej, kanciapy z ksero. Przykładaja dłoń do czytnika - i już. Jak zapewnia dziennikarz BBC, który dla dobra reportażu dał się również zaczipować , jest to, owszem, bolesna procedura, ale do wytrzymania.

fot. facebook.com/EpicenterStockholm

Pomysłodawca nietypowej metody oznaczania pracowników, Hannes Sjoblad z firmy, która wprowadziła to rozwiązanie zapewnia, że jest ono bardzo wygodne, bo dzięki czipowi może bez dodatkowych urządzeń otwierać w budynku wszystkie drzwi, zakodował sobie blokadę rowerową tak, że otwiera ją tym samym czipem, może też jednym gestem odblokować komputer, smartphona i robić wiele innych rzeczy. Super? No nie wiem, dla mnie brzmi trochę dziwnie. A może jestem jakaś staroświecka, bo nie uważam noszenia przy sobie karty do otwierania drzwi, kluczyka do blokady rowerowej i pilota od drzwi garażowych za jakiś straszny dramat? No bez przesady, skoliozy od tych ciężarów nikt nie dostanie. A pamiętanie kilku PINów może wręcz pomóc - na sklerozę.

Według cytowanego we wspomnianym artykule kierownika w organizacji BioNyfiken, zajmującej się bio-hackingiem, to dopiero początek, a w przyszłości czipy będą monitorować wiele naszych codziennych aktywności, jak trening na siłowni, zakupy, czy zwyczaje żywieniowe.

Czipy będą też zbierać dane o naszym trybie życia, spożywanych kaloriach, czynnościach wykonywanych w ciągu dnia, miejscach, w których bywamy, a nawet o śnie.

Jestem zwolenniczką wykorzystywania nowoczesnych technologii dla ułatwiania sobie życia, ale jakoś nie chciałabym być zaczipowana i nie chciałabym, żeby dane o moim śnie były zbierane gdziekolwiek poza moim mózgiem. Tak samo, jak nie chciałabym, żeby ktoś proponował mi zamrożenie jajeczek - jak robią Apple i Facebook, oferujący takie innowacyjne rozwiązanie dla swoich ambitnych pracownic - tak, bym mogła do czterdziestki robić karierę, której, jak wiadomo, ciąża i przerwa na macierzyński szkodzą, a po czterdziestce wszczepić sobie własny materiał genetyczny za pomocą in vitro i cieszyć się rodziną.

Z tymi jajeczkami to jest w ogóle skomplikowana sprawa. Rozmawiałam dużo na ten temat z różnymi znajomymi i wiele myślałam o rozmaitych motywacjach jakie stoją za "zamrażaniem". Na przykład, moja koleżanka z Francji, obecnie samotna, powiedziała, że gdyby ją było stać, to chyba zdecydowałaby się na zamrożenie, bo ma 34 lata i boi się, że jak kiedyś pozna tego jedynego - na przykład za rok-dwa ale może koło czterdziestki, kto to wie? - to na dzieci będzie za późno. A ona bardzo chciałaby je mieć, tyle że na razie nie ma z kim.

Wracając do czipów - ja poza wszystkim po prostu nie ufam korporacjom zbierającym dane. Nie jest chyba żadną tajemnicą, że to, co robione "dla dobra pracownika" finalnie zawsze jest obliczone na zysk firmy. Tak samo nie ufałabym, gdyby to ZUS zapragnął w ramach jakiejś kolejnej reformy zaczipować wszystkich Polaków. No wybaczcie, ale oni jeszcze we własnym systemie informatycznym nie bardzo się łapią, miałabym zaufać, że system czipów, który pewnie robiłby szwagier pana dyrektora, mający doświadczenie (bo przecież kodował kiedyś skipasy, raz, przez tydzień podczas ferii zimowych) zadziała? Wolne żarty.

Oczywiście, należy na to wszystko wziąć jedną poprawkę - czipy o których mowa wprowadzono w Szwecji, a Szwedzi mają inną mentalność i do kontrolowania różnych sfer życia (jak choćby tego, ile alkoholu kto kupuje i ile płaci podatków) są przyzwyczajeni. Tak samo, jak przyzwyczajeni są Estończycy, którzy na swoich kartach identyfikacyjnych mają zakodowane wszelkie dane, dzięki czemu jedna karta służy im jako dowód osobisty, karta do głosowania i karta medyczna, na której mają zapisaną całą historię wszelkich wizyt, operacji itd. Pamiętam, jak zafascynowana oglądałam raz taką kartę i zapytałam Estończyka, który mi ją pokazał i tłumaczył jak działa - "A co by było, gdyby ktoś ci ją ukradł?" - "Ale dlaczego miałby to zrobić?" - odparł zdumiony Estończyk.

Więcej o: