Szukam pomocy, tylko czy na pewno jej chcę?

Depresja stała się ostatnio motywem przewodnim Waszych listów. Smutno nam, gdy czytamy tak przejmujące wyznania jak to, ale tyle możemy zrobić - wysłuchać i choć trochę zrozumieć.

"Szukaj mnie na końcu nadziei" - to cytat z jakiejś książki, tylko nie pamiętam, z jakiej. Nagle wypłynął na powierzchnię mojej świadomości. Na końcu nadziei, czyli gdzie? Czy nadzieja ma koniec? Dla jednych nadzieją jest rodzina, dla innych praca, hobby. Ja nie wiem, gdzie jest moja nadzieja, zgubiłam ją wraz z początkiem mojej choroby. Byłam pedantką, perfekcjonistką, miałam cały dzień poukładany chwila po chwili. Aż tu nagle przestało mi się chcieć. Chcieć czegokolwiek: wstać z łóżka rano, umyć zęby, iść do pracy, o której marzyłam od rozpoczęcia studiów i o którą walczyłam jak lew. Przestało mi się chcieć mówić. I, gdyby to zależało od mojej woli a nie odruchu, to pewnie przestałabym oddychać.

Potrafię przeleżeć cały dzień gapiąc się w sufit. Potrafię nie myśleć.

Na studiach uczyłam się o depresji, miałam koleżankę, która chorowała na depresję na ostatnim roku i dziwiłam się jej: miała męża, synka, dom... Teraz już niczemu się nie dziwię. Potrafię przeleżeć cały dzień gapiąc się w sufit. Potrafię nie myśleć. Wiecie jak to jest nie myśleć? Szukacie w głowie jakiejś myśli, uczucia, wspomnienia, a tam nie ma nic. NIC. Mój lekarz mówi, że to dobrze rokuje. Słyszeliście kiedyś, żeby niemyślenie dobrze rokowało??? Ufam mu, wiem, że mi pomoże. Tylko czasem zastanawiam się, czy ja tej pomocy chcę? Na każdą wizytę ktoś mnie wozi i pilnuje, żebym weszła do gabinetu. Więc jednak szukam pomocy. Tylko czy jej chcę?

M.

Więcej o: