Co może robić singielka sama w domu?

Utarło się, że singielka sama w domu to ani chybi Bridget Jones w nieforemnej pidżamie, z potarganą fryzurą, spływającym po policzkach tuszu do rzęs z domieszką łez rozpaczy i przyklejoną do ust butelką wódki. Zgłaszam sprzeciw.

Bridget Jones nie była fanką samotnych wieczorów (materiały prasowe)

Ech, ta Bridget. Właśnie ukazał się trailer kolejnego filmu o jej perypetiach . Czterdziestka na karku, ale klasyczna scena z samotnym chlaniem do "All by myself" , owszem, obecna. Jednak Bridget po pierwszych taktach piosenki wyłącza to dziadostwo. Czy oznacza to, że nowy film będzie choć trochę mniej okropny od sequela z 2004 roku? Obawiam się, że nie, ale ten gest odżegnania się od kojarzonego z nią przeboju i wszystkiego, co z sobą niesie, przemówił do mojej wyobraźni i przypomniał, jak bardzo spopularyzowany przez pop kulturę model spędzania czasu z sobą sam na sam nie pokrywa się z moim.

Bo, przyznam szczerze, nie mam nic przeciwko spędzeniu wieczoru w domu, zupełnie sama . Nawet bez alkoholu. Nawet, gdy chodzi o weekend, kiedy zwykle stawiamy sobie za punkt honoru, by zaliczyć jak najwięcej imprez z jak najwiekszą ilością atrakcji. Przepadam za spotkaniami towarzyskimi, zwłaszcza na mieście, ale solo i na chacie też nie umrę z nudów. Mogę zebrać myśli, ogarnąć otoczenie, ogólnie zająć się rzeczami, które cieszą też nie-singielki, dla których samotny wieczór to rzadka chwila wytchnienia od rodzinnych obowiązków.

Podobnie jak moje mężate i dzieciate przyjaciółki, wykorzystuję ten czas i na ćwiczenie leżenia synchronicznego z kotami, i fikanie do internetowych sportsmenek o idealnej rzeźbie i masie. Miło, że te panie zostają w internecie i nie widzą, jak nieudolnie próbuję za nimi nadążyć, spocona i zziajana, ale dumna z siebie. Gotuję, piekę, pikluję, pasteryzuję, nie zmywam. Czytam którąś z pięciu zaczętych książek albo otwieram szóstą. Oglądam filmy i seriale, które moi koledzy z szybszym netem i większą ilością czasu wolnego już dawno widzieli. Albo za nic w świecie nie obejrzą, nawet wabieni perspektywą towarzyszącej seansowi bajecznej uczty z wyszukanymi drinkami na deser.

A czasem nic nie czytam i nie oglądam, tylko rozmyślam, analizuję i planuję. Bo jasne, fajnie zapomnieć na chwilę o słabej atmosferze w pracy, nieudanych randkach czy aktualnym kursie franka i zanurzyć się w świecie czyjejś wyobraźni: barwnym, pełnowymiarowym, wciągającym. Ale czemu nie wykorzystać chwili samotności na to, by pomyśleć, jak rozwiązać swoje problemy, zamiast od nich uciekać? Rozumiem, że ucieczka przyjemniejsza i łatwiejsza. Sama często ją stosuję, i nie jestem w tym osamotniona. Po wpisaniu w Google frazy "samotny wieczór", wyszukiwarka odpowiada garścią linków z jednym tylko motywem przewodnim: "filmy na samotny wieczór", jakby jedynym pożądanym przez użytkowników internetu sposobem na samotny wieczór był samotny wieczór filmowy. Do tego, gdy zgłębiłam w sieci temat najlepszych filmów dla singielki, okazało się, że cały świat (a konkretnie autorzy rankingów opublikowanych zwykle w okolicach Walentynek) uważa, że zainteresują mnie tylko i wyłącznie filmy o innych singielkach, sile kobiet i babskiej solidarności. Owszem, lubię "Frances Ha" , ale przecież nie samymi "Druhnami" i "Smażonymi zielonymi pomidorami" człowiek żyje. Obejrzy sobie człowiek i dokument o norweskiej scenie death metalowej, i serial o konflikcie wokół socjalnych mieszkań na amerykańskiej prowincji. W końcu jestem nie tylko kobietą i singielką, ale przede wszystkim myślącą samodzielnie osobą o zróżnicowanych zainteresowaniach, które zamierzam wciąż rozwijać. Płeć i stan cywilny mają tu drugo-, czy nawet trzeciorzędne znaczenie.

Tymczasem miałam dziś klasyczny wieczór z serii "Singielka sama w domu". Napisałam ten tekst. Spakowałam się na wypad na Mazury. Zrobiłam obiecany rodzinie pasztet, jest pyszny. Spróbowałam jajek, które w zeszłą sobotę zamarynowałam w occie winnym, soku z buraków i innych takich (czosnek, liść laurowy, ziele angielskie, kardamon, anyż gwiazdkowy), są pyszne. Zrobiłam kolejną porcję własnego dezodorantu według przepisu zaprzyjaźnionych dziewczyn z Elementu Żeńskiego (u mnie olejki z drzewa herbacianego, paczuli i bergamotki). Obejrzałam krótki dokument Kieślowskiego o kobietach w różnym wieku . Nie ćwiczyłam z Ewą Chodakowską. Poumawiałam się ze znajomymi na różne koncerty, wernisaże, serialowe maratony i zwykłe ploteczki przy drineczku. Do poduszki dokończę ostatnie rozdziały zalegających na stoliku przy łóżku "Korekt" Franzena . To był bardzo dobry wieczór.

Idzie wiosna, będzie więcej okazji do towarzyskich spotkań na świeżym powietrzu. I całe szczęście. Ale wiem, że samotne wieczory w domu też będą fajne.

Zobacz wideo
Więcej o: