W Nepalu Rutkiewicz była od sierpnia. Dołącza do ekspedycji Karla Herrligkoffera, w której skład wchodziły zespoły francuskie i niemieckie. Co ciekawe, męska ekipa z naszego kraju także zamierzała wziąć udział w ekspedycji. Wspinaczom nie udało się jednak zebrać pieniędzy. 16 października 1978 roku Wanda Rutkiewicz w końcu zdobyła Mount Everest. Była pierwszą osobą z Polski, której udało się to osiągnąć. Co więcej, Rutkiewicz weszła na szczyt jako trzecia kobieta na świecie i pierwsza Europejka.
Po ogromnym sukcesie w Polsce szybko stała się gwiazdą. Udzielała wywiadów, a na spotkania z nią przychodziły tłumy fanów. Rutkiewicz, niczym profesjonalny coach, promowała hasło, że "Każdy ma swój Everest". A jej przywieziony z Nepalu pies Yeti stał się narodową maskotką.
Rutkiewicz była niewątpliwie jedną z najbardziej interesujących postaci polskiego himalaizmu. Miała wiele twarzy. Dla niektórych była ciepła, wrażliwa i urocza. Dla innych bezwzględna, chłodna i nieprzewidywalna. Wrogowie zarzucali jej dyktatorskie zapędy i wyrachowanie. Nie dziwi więc fakt, że wzbudzała skrajne emocje.
Więcej takich tematów na stronie głównej Gazeta.pl
Wanda przyszła na świat 1943 roku w litewskich Płungianach w rodzinie Zbigniewa Błaszkiewicza oraz Marii z Pietkunów. Rodzice przyszłej himalaistki byli mieszanką wybuchową. On - ambitny inżynier i społecznik. Ona - wychowa w zamożnej rodzinie, pochłonięta pismami dotyczącymi mistycyzmu i hinduizmu. Po wojnie Błaszkiewiczów repatriowano bydlęcym wagonem do Polski. Na pewien czas zatrzymali się w Łańcucie, a potem osiedlili się we Wrocławiu.
Na życiu Wandy piętnem odcisnął się tragiczny wypadek, w którym zginął jej starszy brat Jurek, a ona sama przez przypadek uniknęła śmierci. Brat oraz jego koledzy nie pozwolili jej wspólnie bawić się przy niewybuchach z drugiej wojny światowej. Wówczas oburzona Wanda pobiegał poskarżyć się rodzicom. W tym czasie chłopcy zostali rozerwani bombą.
Śmierć Jurka stała się w domu tematem tabu. O Jureczku nie rozmawiało się wcale. Żałoba nie została więc przepracowana. Przez to Wanda nie nauczyła się rozmawiać o trudnych tematach. - Śmierć, żałoba i odchodzenie były najprawdopodobniej w rodzinie Wandy nieprzepracowane. A jak mówi Carl Gustav Jung, właśnie to "nieprzepracowane" wraca do nas w postaci przeznaczenia, podświadomie steruje naszym losem. Dwie psychoterapeutki, którym opowiadałam o jej rodzinie, w ogóle nie były zdziwione, że wybrała taką, a nie inną pasję - zdradziła w rozmowie z Weekend.gazeta.pl Anna Kamińska, autorka książki o himalaistce "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci".
W późniejszych latach Rutkiewicz wiele jeszcze razy musiała mierzyć się ze śmiercią bliskich osób. W czasie wypraw wysokogórskich ginęli jej znajomi i przyjaciele. Niejednokrotnie widziała, jak spadają w przepaść. Zdarzyło się nawet, że musiała znieść na dół rozkładające się ciało koleżanki. W 1972 roku w tragicznych okolicznościach zginął ojciec Wandy. Zbigniew Błaszkiewicz został zamordowany w Łańcucie przez lokatorów, którym wynajmował w domu rodzinnym pokój.
Rutkiewicz nie potrafiła przyjąć perspektywy innych osób, nie okazywała czułości, trzymała bliskich na dystans. Przez to jej przyjaźnie i związki nie były trwałe. Dwukrotnie wychodziła za mąż. W 1970 roku została żoną taternika Wojciecha Rutkiewicza. Małżeństwo przetrwało tylko trzy lata. Od samego początku para zmagała się z wieloma kryzysami. On chciał rodziny, ona w tamtym okresie nie była jeszcze na to gotowa. Nigdy jednak nie zdradziła, czy chciałaby zostać matką. - Wanda była zbyt zamknięta w sobie, żeby dzielić się takimi przemyśleniami ze światem. Nie sądzę, żeby w niej nie było takich ciągot. Wydaje mi się jednak, że była w tym osamotniona i nikt nie dał jej możliwości zrealizowania tych planów na jej warunkach, bez narzucania jej czegokolwiek. Ona zaś zbyt mocno skupiała się na walce o życie, które sobie wybrała - powiedziała Elżbieta Sieradzińska, autorka książki "Wada Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt".
Po raz drugi za mąż wyszła za austriackiego chirurga Helmuta Scharfettera, z którym w przeszłości się wspinała. Dzięki starannej opiece lekarza Rutkiewicz mogła wrócić do wspinaczki po otwartym złamaniu kości udowej. Para pobrała się w 1982 roku. Jednak już 1986 Rutkiewicz i Scharfetter byli po rozwodzie. Potrzeba niezależności ponownie okazała się silniejsza.
Mówi się, że największą miłością Wandy był Kurt Lyncke - neurolog i pasjonat gór. Na początku lat 90. para planowała nawet ślub. Niestety wszystko przerwała śmierć Niemca. W czasie wspólnej wspinaczki Kurt odpadł od ściany Broad Peaku. Wanda patrzyła na to, jak miłość jej życia spada w przepaść. Po tej tragedii po raz pierwszy od lat zrobiła sobie przerwę od wspinania. - Nienawidziłam wtedy gór - wyznała.
Rutkiewicz często mówiła, że zginie w górach. I tak też się ostatecznie stało. Zginęła w maju 1992 roku pod szczytem Kanczendzongi. Ciała himalaistki nigdy nie odnaleziono. Dlatego też na temat jej śmierci do dzisiaj krążą legendy. Są osoby, które wierzą, że Wanda żyje. Powstała nawet teoria, która mówi, że Rutkiewicz przeszła na drugą stronę masywu i oddała się medytacjom w jednym z klasztorów tybetańskich. W taką wersję do końca wierzyła między innymi mama Wandy. Co więcej, utrzymywała, że ma z córką kontakt telepatyczny. Maria Błaszkiewicz zmarła w wieku 103 lat w 2013 roku. Do końca życia wierzyła, że jej córka w końcu wróci.