Paweł Bilko, Prezes Polskiego Stowarzyszenia Pracowników Ochrony: Po pierwsze proponowałbym zachować spokój. Nie radzę się oddalać, bo może to zostać potraktowane jako próba ucieczki z ukradzionym towarem. A w takim wypadku kwalifikowani pracownicy służby ochrony mogą zastosować środki przymusu bezpośredniego - zwykle w postaci siły fizycznej - co kończy się niepotrzebną szarpaniną, pretensjami, nerwami. A ochrona przecież zadziałała prawidłowo.
- Ochroniarz nie ma prawa przeszukać naszych rzeczy, ani nas. Jeżeli jednak wiemy, że nic nie mamy do ukrycia, to w naszym interesie jest pokazanie, co mamy w torbie i kieszeniach. Szybko i łatwo sprawa się wtedy kończy, bez konieczności oczekiwania na patrol policji.
- Obowiązkiem i ochrony, i administratora jest zapewnienie specjalnego odosobnionego pomieszczenia do takich celów. Mamy możliwość skorzystania z niego, jeśli nie chcemy, żeby pokazywanie zawartości odbywało się pod okiem innych klientów. Nie musimy tam iść, równie dobrze możemy skorzystać z miejsca przy kasie. Podkreślę jeszcze raz: ochroniarz nie ma prawa przeszukiwać nas, ani naszych rzeczy. Przeszukiwanie to czynność procesowa, którą może wykonać wyłącznie policjant.
- Bramki dzwonią, bo towary są oznakowane tagami RFID. Są to bardzo małe systemy anten pasywnych, które są wszyte w metki lub naklejone na opakowanie. Możemy ich na co dzień nie widzieć. Jeśli czytnik nie został zdezaktywowany podczas zakupu, to może aktywować bramkę nawet po dwóch latach od kupna. Może zdarzyć się, że bramkę uaktywni coś, co mamy od dawna. Z reguły można udowodnić, że mamy tę rzecz jakiś czas.
Ochrona może jednak na siłę udowadniać, że to jednak kradzież. Co nam pozostaje? Odmówić zapłaty za „rzekomo” skradzioną rzecz i czekać na przyjazd policji. Pracownik nie może wyłudzić od nas zapłaty za towar, czy zapłacenia kary. To próba wymuszenia. Od nakładania kar są organy państwowe.
- Próba oddalenia się będzie traktowana jako próba ucieczki, która skończy się użyciem siły. Należy zaczekać na patrol i na rozstrzygnięcie sprawy przez policję. Zanim ochroniarz dokona „ujęcia”, bo - co bardzo ważne - ochroniarz nie może dokonać „zatrzymania”, od tego jest policja, tylko właśnie „ujęcia”, musi nas o tym poinformować - podać podstawę prawną i faktyczną. Faktyczną będzie np. kradzież książki, a prawną artykuł 36 Ust. o ochronie osób i mienia. Ochrona ma obowiązek spisania protokołu, a pracownik ochrony na mocy ustawy jest uprawniony do legitymowania - tak jak policja, straż miejska, straż graniczna. Jeśli ochroniarz chce nasz dowód, a my mu odmówimy, to musimy się liczyć z otrzymaniem mandatu w wysokości 500 zł. I dotyczy to wszystkich ochroniarzy. Nasze dane - imię, nazwisko, adres zamieszkania, numer i seria dowodu osobistego trafiają do notatki służbowej z legitymowania. Pesel i imiona rodziców nie powinny się tam znaleźć.
- Firmy różnie zabezpieczają dane. Często są one przechowywane w segregatorze w specjalnym pomieszczeniu przez miesiąc, później trafiają do archiwum na kolejne trzy miesiące do roku. Po upływie tego czasu są niszczone. Są miejsca, w których z dokumentami różnie bywa - zdarza się, że leżą w miejscu ogólnodostępnym. Klient ma prawo wiedzieć, co się z jego danymi dzieje, ale nie ma możliwości zażądania ich usunięcia.
- To zależy od policjanta. Jego zadaniem jest wysłuchanie obydwu stron. Ochrona musi udowodnić, że ujęta osoba coś ukradła. Samo zadziałanie bramek nie jest dowodem kradzieży. Tutaj trzeba udowodnić, że osoba ma rzecz, która znajduje się w asortymencie sklepu, że rzeczywiście miała możliwość ją ukraść. Pomocne są w tym przypadku zapisy z monitoringu lub zeznanie świadka.
- Jeśli brak możliwości udowodnienia kradzieży, to w 99 procentach przypadków policja odstępuje od dalszych działań. Same piszczące bramki nie są wystarczającym dowodem. Zdarza się jednak, że policja uznaje, że zatrzymana osoba mogła być częścią większej grupy - ona zajmowała ochronę, a inni członkowie kradli naprawdę.
To także nie koniec dla urażonego klienta. Jeśli poczuliśmy się źle potraktowani, możemy złożyć skargę na ochroniarza albo sądzić się z nim z powództwa cywilnego. Wypadałoby, żeby ochrona i administrator nas przeprosili.
- Ma, ale klient kwalifikowanego ochroniarza nie rozpozna. Kwalifikowany pracownik ochrony może użyć broni palnej i środków przymusu bezpośredniego: siły fizycznej, chwytów obezwładniających, chwytów transportowych, pałki służbowej, kajdanek, gazu, psa służbowego. W sklepach ochrona nie ma broni palnej. Kwalifikowany pracownik teoretycznie powinien umieć spacyfikować osobę agresywną i niepodporządkowującą się poleceniom. Z tym różnie bywa, bo w 2014 roku zlikwidowano państwowe egzaminy na licencję, podczas których policja weryfikowała wiedzę i umiejętności ochroniarzy. Od tamtej pory wielu ochroniarzy kwalifikowanych jest nieprzygotowanych i nadużywa swoich uprawnień. Uprawnienia są wypisane na legitymacji pracownika ochrony - to takie żółte kartoniki.
- Tak. I wtedy dowiemy się, czy jest kwalifikowany, czy nie, kto go zatrudnia. Na legitymacji wypisane jest także, jakie ma uprawnienia - co może, a czego nie może. Ochroniarz ma obowiązek pokazać legitymację, ale może odmówić, kiedy osoba jest agresywna i zagraża innym. Ochroniarz jest wtedy zajęty pacyfikowaniem takiej osoby. Pracownik niekwalifikowany nie może użyć siły, chyba, że zagrażamy jemu lub innej osobie.
- To bardziej dylemat moralny niż prawny. Jeśli wyleciałby za nią ochroniarz kwalifikowany, kierując się zasadnym podejrzeniem kradzieży, którą wzbudziły odcięte metki, miałby prawo ująć ją siłą. A i tak skończyłoby się oczekiwaniem na policję. Użycie podstępu skróciło ten proces, obyło się bez policji.
- Zawsze profiluje się klientów. Niestety, taki mamy zawód, że typujemy osoby do obserwacji. Ręczne uruchomienie bramek jest w mojej opinii sytuacją naganną, która na dodatek może się skończyć konsekwencjami karnymi. Gdyby ktoś na mnie włączył bramki, to ja bym nie odpuścił. Mimo tego, że bramki się same nie uruchomiły, to ochrona robi ze mnie złodzieja. To pomówienie mające wpływ na mój wizerunek.
- Nie! Tak potraktowany klient może złożyć zawiadomienie na policji o bezprawnym pozbawieniu wolności. Osoba ujęta musi być powiadomiona o tym, że jest ujęta, ma czekać, może być skuta, ale nie wolno jej zamykać w pomieszczeniu, z którego nie może wyjść. Bo przy takiej sytuacji większe problemy będzie miała osoba, która przetrzymuje niż ta, która nawet coś ukradła.
- Możemy. Obiekt jako teren prywatny może mieć swój regulamin, wręcz zabraniający robienia zdjęć i nagrywania, ale jako miejsce publiczne nie może ingerować w nasze prawa i swobody. To, czego nie możemy, to wizerunku i głosu nagranych osób udostępniać, np. w sieci. Ale już jeśli ktoś zmieni na nagraniu głos i rozmyje twarz, to wrzucenie do sieci jest możliwe. Wrzucenie niezmienionego nagrania kończy się pozwami, wyrokami i dużymi grzywnami.
- Bramkarze najczęściej nie są pracownikami ochrony, ale swoim zachowaniem robią nam złą prasę. Z reguły są to osoby wynajmowane przez klub, które nie przechodziły przeszkolenia dotyczącego tego, co im wolno, a czego nie wolno. W przypadku bycia poszkodowanym przez bramkarzy mogę odesłać tylko na policję i do kodeksu karnego. Do bramkarzy nie stosują się te same zasady, co do pracowników ochrony.