5 maja 1980 roku zginęła Anna Bachmeier. Dziewczynka miała wówczas siedem lat. Do jej zabójstwa przyznał się karany wcześniej za molestowanie dzieci Klaus Grabowski. Śledczy ustalili, że mężczyzna przez kilka godzin przetrzymywał siedmiolatkę w swoim domu. Prawdopodobnie wykorzystał ją seksualnie, a następnie udusił ją jej rajstopami. Ciało dziewczynki ukrył w kartonowym pudle, które porzucił na brzegu znajdującego się w pobliżu kanału.
Niemieckie media szeroko rozpisywały się o tej sprawie. 6 maja 1981 roku, czyli ponad rok po zabójstwie dziewczynki, wydarzyło się coś, czego raczej nikt się nie spodziewał. Matka Anny, Marianne Bachmeier, postanowiła samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość. Trzeciego dnia procesu, który odbywał się przed sądem rejonowym w Lubece, kobieta wyjęła z torebki pistolet Beretta kaliber 22, a następnie osiem razy pociągnęła za spust. Aż sześć strzałów trafiło w Grabowskiego. Mężczyzna zginął na sali rozpraw.
Kobieta stanęła wkrótce przed sądem za morderstwo. O jej procesie informowały media na całym świecie. Świadkowie zdarzenia zeznali, że zaraz po oddaniu strzałów kobieta powiedziała: Zabił moją córeczkę. Chciałam strzelić mu w twarz, lecz strzeliłam w plecy. Mam nadzieję, że nie żyje.
Jak wyznała Marianne, zdecydowała się zabójstwo mężczyzny, gdyż miała wiele obaw. Bała się między innymi, że Klaus Grabowski uniknie kary. Mężczyzna w czasie swojego procesu twierdził, że zabił Annę, gdyż dziewczynka próbowała go uwieść. Poza tym wyznał, że szantażowała go i straszyła, że jeśli nie da jej pieniędzy, o wszystkim opowie swojej mamie. Jak zaznaczyła Marianne, nie mogła słuchać tych kłamstw.
Szybko ruszyła zbiórka, która miała na celu opłacenie obrońców kobiety. Zebrano ponad 100 tysięcy marek. Zastanawiano się także powszechnie nad tym, jak dalece kobieta powinna odpowiadać za swój czyn. Sąd okazał się w tym przypadku łagodny. Kobietę skazano ją na 6 lat więzienia. Jednak opuściła je po niespełna trzech.
Może cię także zainteresować: