Więcej ciekawych artykułów znajdziecie na Gazeta.pl
Dokładnie dziesięć lat temu, 24 stycznia 2012 roku, policja została zawiadomiona o zaginięciu Madzi z Sosnowca. Jej matka twierdziła, że została zaatakowana w czasie spaceru z dzieckiem przez nieznanego sprawcę. A gdy ocknęła się na ulicy, córki już z nią nie było. Z czasem jednak okazało się, że dziecko zmarło na skutek brutalnego uduszenia. 3 września 2013 roku matka Madzi została skazana za umyślne zabójstwo na 25 lat pozbawienia wolności.
Sprawą Madzi z Sosnowca przez długi czas żyła cała Polska. A jej matka stała się w czasie śledztwa osobą bardzo medialną. Zanim trafiła za kraty, udzieliła wielu wywiadów, eksperymentowała ze swoim wizerunkiem. Wszystko wskazywało na to, że kobieta chce zostać gwiazdą. - Katarzyna Waśniewska przyjęła zadziwiający tok myślenia, iż zdarzyło się, żyjemy dalej i korzystamy z celebryckich okoliczności - komentował wówczas w rozmowie z portalem Natemat psycholog Zbigniew Nęcki.
- Mamy tu do czynienia z połączeniem problemów emocjonalnych i samozachwytu z parciem na szkło. Matka Madzi korzysta z popularności i zrobi wszystko dla jej podtrzymania. Jest bezkrytyczna wobec siebie, choć szalenie samotna. Efekt jest niesmaczny. W dodatku taka strategia nie działa na jej korzyść - mówił z kolei Wiesław Gałązka specjalista ds. wizerunku.
Największe oburzenie wzbudziła sesja fotograficzna, w której wzięła udział kobieta. W październiku 2012 roku "Super Express" opublikował sesję zdjęciową matki Madzi jeżdżącej konno w kostiumie kąpielowym. Gazeta poinformowała na pierwszej stronie, że kobieta realizuje teraz swoje pasje. - Z dramatu robi się show. Pani Katarzyna chce być gwiazdą i chce pobyć jeszcze w snopach światła, co jest godne pożałowania i etycznie wstrętne - komentował kontrowersyjną sesję zdjęciową medioznawca Wiesław Godzic.
Postawa mamy Madzi - kobiety, która 10 lat temu nagle zdobyła ogólnopolską rozpoznawalność - oburzała wiele osób. Ogromny niesmak wzbudzał także fakt, że media zapewniały jej nieustanną promocję. Jednak po latach, mało kogo już dziwią celebryci z kryminalną przeszłością.
Dagmara Kazimierska, główna bohaterka programu telewizyjnego "Królowe życia", spędziła kilka lat w więzieniu. Co ciekawe, obecnie jej profil na Instagramie obserwuje ponad milion osób, a biograficzna książka Kazimierskiej "Prawdziwa historia Królowej Życia" jest bestsellerem.
Nie jest tajemnicą, że w minionych latach zajmowała się także nielegalną działalnością, głównie sutenerstwem, na skutek czego trafiła do więzienia. Jednak na przekór krytykom, przekuła dotychczasowe doświadczenia w ogromną popularność. Postanowiła także, że raz na zawsze rozliczy się z przeszłością, co zaowocowało napisaniem "Prawdziwej historii Królowej Życia". Autorka bez skrępowania opowiada o swoim życiu na granicy prawa, a także po jego ciemnej stronie. Jak sama przyznaje i barwnie opowiada o tym w książce, pobyt w więzieniu wiele ją nauczył
- czytamy w opisie książki.
Niedawno głośno zrobiło się o "Słowiku" - byłym bossie mafii pruszkowskiej, który został szefem federacji MMA-VIP Marcina Najmana. Andrzej Zieliński wiele lat spędził w więzieniu. Na swoim koncie ma włamania, kradzieże, oszustwa, fałszerstwa, ściąganie haraczy i wymuszenia, a także kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym. Czyżby jemu także marzyła się kariera medialna? Może na to wskazywać sposób, w jaki przedstawiał go Marcin Najman. W czasie konferencji zapowiedział, że na scenę wejdzie "boss". Wtedy przy muzyce z "Ojca Chrzestnego" wkroczył na nią "Słowik" w smokingu i czarnej masce na twarzy.
Po ogłoszeniu tej informacji w mediach społecznościowych wybuchła burza. - Trzeba idioty, żeby promował Słowika - stwierdził dziennikarz Wirtualnej Polski Patryk Słowik na Twitterze.
- Najman dla sławy zrobi wszystko. Będzie nawet rękami bandyty promował swoje. Ten pan to Słowik, czyli handel narkotykami, wymuszenia, haracze, rozboje. I kretyn Najman wziął go do promowania gali. Mam szczerą nadzieję, że wszyscy normalni sponsorzy po tej akcji zrezygnują - napisał Grzegorz Marczak z Antyweb.pl.
Podobne oburzenie wywołała informacja o nowym uczestniku programu "Królowe Życia".
W nowej serii programu spora rewolucja - do królewskiej paczki Dagmary, Kasi, Izy, Ani, Damiana oraz Leona, dołączą dwie nowe osobowości. Po raz pierwszy w formacie pojawi się król życia - Arek 'Megakot' Kocik, przedsiębiorca z branży budowlanej, miłośnik pięknych kobiet, mody oraz samochodów, zarówno starych, jak i tych najnowszej generacji
- reklamowało nowy sezon produkcji TTV. Niejasną przeszłość nowej gwiazdy programu naświetlił Jan Śpiewak. Po nagłośnieniu sprawy poinformowano, że Megakot nie pojawi się już w kolejnych odcinkach "Królowych życia".
Sam Megakot w internecie chwali się zażywaniem twardych narkotyków i romansami z 'małolatkami'. Z jedną z nich związał się już jak miała 15 lat, albo i mniej… W popularnych nagraniach na YouTube chwali się tym, że nazwał świnię imieniem po byłej dziewczynie, która popełniła samobójstwo. Tych dziewczyn, które umierały tragicznie w młodym wieku po związkach z nim było aż cztery. Z tego co udało nam się ustalić, wszystkie przed śmiercią miały poważny problem z narkotykami. Jak sam Megakot przyznał, policja sama podejrzewała go o zabójstwo jednej z nich
- napisał Śpiewak.
Niedawno sprawę promowania ludzi z kryminalną przeszłością w rozmowie z "Faktem" skomentowała Karolina Korwin-Piotrowska. Jak podkreśliła dziennikarka, każdy zasługuje na drugą szansę. Jednak niekoniecznie musi być to kariera telewizyjna.
Robi się z nich gwiazdy w popularnych programach. Rozumiem, że każdy ma prawo zaczynać od nowa. Jednak w tym wypadku nie w telewizji. Niestety, widzę jaka aura towarzyszy tym kryteriom i jest to przerażające. Ludzie mają ich za idoli. Serio? Osoba, która ma za sobą kryminalną przeszłość, a nie jest aktorem czy piosenkarzem ma być idolem tylko ze względu na jakieś wyroki?
- podsumowała Korwin-Piotrowska.