Jak się nad tym głębiej zastanowić, to gdzieś w środku kobiety tkwi przekonanie, że to mężczyzna wybiera kobietę i on decyduje czy i kiedy się oświadczyć. My czekamy, by być wybranymi. I ewentualnie zgadzamy się lub nie. Zdaniem nieżonatego Piotra takie podejście udowadnia, że to wokół kobiet kręci się cały związek, że kobiety mają być zdobywane i traktowane jak księżniczki. Na pytanie co by zrobił, gdyby jego dziewczyna padła na symboliczne kolano, odpowiada, że w przypadku Kasi, z którą związał swoje życie zgodziłby się od razu i był przeszczęśliwy. Zgodnie z tradycją kobiety mogą się oświadczać 29 lutego, czyli raz na cztery lata - co od razu zmniejsza liczbę potencjalnych propozycji matrymonialnych. Według badań dziennika Daily Mail, w Anglii co dziewiąta kobieta prosi swojego mężczyznę o rękę. Spośród badanych mężczyzn, 80 procent przyjęłoby taką propozycję z radością i zgodziłoby się na narzeczeństwo.
Okazuje się, że tak samo jak większość kobiet z niepokojem oczekuje, kiedy ich partner się wreszcie oświadczy, podobnie dla mężczyzn oświadczyny są ważnym dniem. Planują oświadczyny z dużym wyprzedzeniem, często zabierając swoje ukochane w podróż, np. na romantyczny weekend do Paryża i tam w wymyślony przez siebie sposób padają na kolana. - - Szczerze mówiąc czułbym się źle, gdyby moja partnerka wyprzedziła mnie i pozbawiła radości oświadczenia się - tłumaczy Wiktor. Zapewnia, że nie chodzi mu o tradycyjny podział ról i męskie podejście do sprawy. - Po prostu czułbym się bardzo zawiedziony i rozczarowany.
Czy znasz pary, w których to ona wyszła z inicjatywą? I nie chodzi o fikcję książkową ani filmową. Ja znam trzy takie przypadki - nie osobiście, ale z opowieści. Oczywiście zastanawiam się, czy nie są to tak zwane miejskie legendy... Przypadek pierwszy to kobieta paradoksalna - aktywna feministka o bardzo tradycyjnym podejściu do życia. Po narodzinach drugiego dziecka zdecydowała, że jej synowie będą wychowywane w rodzinie o prawnie ustalonej strukturze i pewnego wieczora sprezentowała przyszłemu mężowi pierścionek zaręczynowy w wersji męskiej, czyli prostą obrączkę. W drugim przypadku mężczyzna oświadczał się trzykrotnie, jego partnerka za każdym razem mówiła mu, że nie jest gotowa na ślub. Po trzecim koszu para rozstała się - mężczyzna stwierdził, że taki układ nie ma przyszłości. Kiedy spotkali się ponownie po dwóch latach rozłąki, miłość odżyła. Tym razem ona poprosiła ukochanego o rękę i została przyjęta. W trzecim przypadku zaręczyny odbyły się pod wpływem impulsu, miłosnego uniesienia i chwili. Bardzo romantyczna dziewczyna oświadczyła się chłopakowi po miesiącu znajomości. Ta nie przetrwała nawet roku, nie mogła się więc skończyć happy endem. A niedoszły wybranek ponoć do tej pory opowiada o tym wydarzeniu jak o kuriozalnym przypadku. Nie wiadomo, czy ze względu na tempo, czy odwrócenie ról...