Tłuste bity, czyli co się stało z muzyką?

Czyżby starość pukała do naszych drzwi, czy muzyka poszła w dziwnym kierunku. Czy Wam także hity z satelity przypominają żenujące dicho sprzed 20 lat?

Od kilku miesięcy codziennie wieczorem rozkładam się przed telewizorem na macie i ćwiczę mięśnie brzucha. Aby nie przeszkadzać sobie w liczeniu powtórzeń i wpaść w ich rytmiczne wykonywanie odpalam kanały muzyczne. Dzięki tym seansom z muzyką młodzieżową bardzo podciągnęła się moja orientacja we współczesnych gwiazdach rozpalających ciała i zmysły nastolatków. Z dnia na dzień z coraz większym jednak zdziwieniem przyglądam się i przysłuchuję utworom, które nagrywają muzycy, których hitów słuchałam, kiedy sama miałam kilkanaście lat. Wczoraj na przykład nie mogłam się ponieść ze wspomnianej maty po obejrzeniu klipu duetu Eve i Shaggy'ego. Teledysk, który równie dobrze mógłby być nakręcony lata temu... O samej muzyce nawet nie mówię. W domu nie było nikogo, kto mógłby potwierdzić, że to co widzę, dzieje się naprawdę...

 

O co cho?

Mój brak zrozumienia trwa od kilku miesięcy i pogłębia się. Słyszałam już utwory Snoop Dogga, Rihanny, Gustavo Limy i zupełnie nie mam pomysłu skąd one się biorą. Za moich czasów, jak w klubie DJ puszczał podobne hity, znajomi manifestacyjnie schodzili z parkietu. Dlaczego teraz nie ma obciachu? A Madonna tańczy Gangnam Style? Z wielką radością przekonałam się, że nie ja jedna czuję się mocno zagubiona w modnych teraz kawałkach. Piszącemu o muzyce do Dziennika Opinii Krytyki Politycznej Jakubowi Bożkowi zawdzięczam poznanie nazwy tego nurtu muzycznego, który okazuje się być "hybrydą czarnego R&B, hip-hopu i Electronic Dance Music (EDM)", nazywaną przez autora nowym rave'em dla amerykańskich dzieciaków.

 

Zgadzam się z Bożkiem, że rytm nowych hitów jest "kwadratowy" i zamiast miękko kręcić do niego biodrami, łatwiej dmuchać w gwizdek i wymachiwać rękami. Ja jestem starej daty i wyłącznie Justin Timberlake i James Brown są mnie w stanie poderwać do tańca. Utwory, w których jest ciągle taki sam rytm zahaczający o techno i house, przerażają mnie przeokrutnie.

 

Po ostatniej domówce śmiem twierdzić, że nie ja jedyna tęsknię za dawnymi hitami. Na 31. urodzinach znajomej grana była Britney, Missy Elliot i Nelly Furtado, a pod koniec ktoś puścił Lambadę, w rytm której utworzył się wąż z ludzi kręcących pupami.

Co stoi za popularnością nowych hitów produkowanych zgodnie z zasadami tworzenia Electronic Dance Music? Bożek przywołuje wypowiedź Philipa Sherburne'a, który recenzuje płyty w magazynie "Spin". Dziennikarz nie ma konkretnego wytłumaczenia mody na EDM, oprócz popularności i sukcesu Davida Guetty i Black Eyed Peas, za którymi podążyła reszta muzycznego towarzystwa. Trend to jednak nie wszystko. Simon Reynolds, inny krytyk, którego Kuba Bożek poprosił o diagnozę sugeruje, że za popularnością tej muzyki stoi kryzys. Bo jak czasy złe, to ludzie marzą o nieskomplikowanych kawałkach.

 

W tym roku Sylwestra spędzam w domu i żadna elektro sieczka nie zepsuje mi zabawy. Wiem, że jeden znajomy przemyci reggae, a inna osoba będzie chciała ruszyć nogą do Beyoncé. Jakub Bożek przyłącza się do życzeń noworocznych, postulując: - Chciałbym też, żeby w roku 2013 miliony słuchaczy nie objadało się muzycznym fast-foodem, jaki fundują nam czarni biznesmeni i muzyczne wytwórnie. Nowy Rok to dobry moment na zmianę diety.

Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.

Więcej o: