Ewa Zakrzewska, modelka plus size, stylistka kobiet plus size, influencerka: Niektóre kobiety są bardzo wrażliwe na nazewnictwo. Jak słyszę „puszysta”, to aż się wzdrygam. Plus size jest w porządku, kobieta o większych kształtach, nosząca większe rozmiary - takie określenia też są OK. Ja się na żadne nie obrażam, wszystkie już słyszałam.
- Tak, bo wielu ludzi uważa osoby plus size za leniwe i zaniedbane. Panuje stereotyp, że tak właśnie wyglądają - są niechlujne i ubrane w bezkształtne worki.
Prowadziłam osiem lat temu butik, zauważam więc przemianę w sposobie ubierania się kobiet. On się zmienia dzięki Instagramowi i Pinterestowi, zmienia się także sposób postrzegania kobiet o większych kształtach.
- Boją się wychodzić przed szereg, stać się bardziej widocznymi. Są krytykowane ze względu na tuszę, boją się więc jeszcze zwracać na siebie uwagę. Nie chcą być bardziej oceniane, nie chcą, żeby ktoś znowu je atakował - nie tylko za wagę, ale za rzucający się w oczy strój.
Ewa Zakrzewska w kolekcji Tom&Rose Fot. Materiały prasowe Biedronki
- Jak byłam dzieckiem i nastolatką, byłam chłopczycą. Znajomi z dawnych lat, jak mnie teraz widzą, to nie mogą uwierzyć, że ja to ja. Miałam krótkie włosy, nosiłam męskie bojówki. Nie poszłam na studniówkę, bo w Warszawie nie było sukienki w moim rozmiarze - a nosiłam 42/44. 14 lat temu to był problem, zakupy skończyły się płaczem. To jeszcze nie była otyłość, raczej lekka nadwaga. Ale wtedy czułam się grubsza, niż jestem teraz. Później miałam etap workowatych ubrań, bardzo kolorowych - żeby odwrócić od swojej sylwetki uwagę.
- Piszą do mnie dziewczyny w wieku licealnym, które zaczynają dojrzewać, zmieniają się im figury, stają się bardziej krągłe i padają ofiarami krytyki, hejtu. Zawsze się znajdzie ktoś, dla kogo 42 to będzie już wystarczający pretekst, żeby skomentować, sprawić przykrość.
Spotkanie z influencerkami plus size podczas premiery kolekcji Tom&Rose Fot. Materiały prasowe
- Mam szczupłych rodziców. Byłam szczupłym dzieckiem, które trochę w pewnym momencie przybrało na wadze - miałam problemy z tarczycą. Przeszłam różne etapy, byłam niejadkiem, przejadkiem. Później złamałam kompresyjnie kręgosłup na WF-ie i na dwa lata wylądowałam w gorsecie z zakazem ruszania się. Sport zaczął kojarzyć mi się z bólem, bałam się aktywności, tym bardziej że okazało się, że mam w dodatku problemy z kośćmi.
Zmagam się z bulimią od 13. roku życia. Całkowicie rozregulowałam sobie organizm. Przechodziłam na rozmaite diety, chowałam się przed jedzeniem, potrafiłam nic nie jeść przez dwa tygodnie, brałam różne leki. I zaczął się efekt jo-jo. Od tego czasu mam wahania wagi po 20 kg rocznie.
- Tak. Zaczęły się w szkole podstawowej. Miałam zapracowanych rodziców, którzy pewnych rzeczy nie mieli szans dostrzec. Na dodatek byłam wyjątkowo samodzielna, sama robiłam sobie kanapki do szkoły. Jadłam nieregularnie, czasami jeden posiłek w ciągu całego dnia - obiad u babci, która wspaniale gotuje. Pochodzę z małej miejscowości, mój dziadek był rybakiem, miałam dostęp do nieprzetworzonej żywności. Zabrakło jednak edukacji dotyczącej jedzenia, a podstawy przecież wynosi się z domu. Do tej pory zdarza się, że mama zapomina przez cały dzień coś zjeść.
U mnie znaczenie miało, oprócz nieregularnych posiłków, długotrwałe zwolnienie z WF-u. Dopiero kilka lat temu przestałam się bać sportu, potem go polubiłam.
- Na początku wstydziłam się ćwiczyć i długo szukałam swojej aktywności. Najbardziej polubiłam ćwiczenia siłowe. Od trzech lat ćwiczę pod okiem tego samego trenera. Moim celem jest wprowadzenie regularności w życie. Przez 32 lata jadłam nieregularnie i nie naprawię tego w pół roku. Moim celem jest sprawność, a przy okazji utrata wagi. Na pewno nie marzę o rozmiarze 36. Najlepiej się czułam, gdy nosiłam ubrania o numerze 44. Teraz noszę 48-50 i panicznie boję się efektu jo-jo.
- Pamiętam, jak bardzo siebie nie lubiłam. Wtedy nie byłabym szczęśliwa nawet w rozmiarze 36. 10 lat temu pod względem emocji było lepiej niż w liceum, ale ciągle daleko do pełni szczęścia. Odchudzałam się, w ogóle nie oglądając się na własne zdrowie, zależało mi wyłącznie na efekcie, żeby inni się odchrzanili ode mnie.
- Dieta to jedno. Ja wspierałam się jeszcze farmakologią. Mama koleżanki z podstawówki odchudzała się lekami przeczyszczającymi, przejęłam od niej ten sposób. Brałam meridię, wówczas dostępną na receptę, lek zakazany obecnie w Polsce ze względu na niebezpieczne skutki uboczne.
- Z rozmów z koleżankami w szkole. Sama eksperymentowałam i wyciągałam własne wnioski. Jadłam kiedyś na przykład tylko arbuza i jeden jogurt dziennie. Schudłam, a właściwie odwodniłam się w ten sposób. Straciłam18 kg w trzy tygodnie, a potem przytyłam 25.
- Wtedy był tak silny nacisk środowiska, że zdrowie było na ostatnim miejscu. Gdybym teraz miała 13 lat, nie wiem, czy nie byłoby jeszcze gorzej. Bo dziewczyny piszą mi, że zakładane są grupy na Facebooku przeciwko nim, że powstają memy z nimi w roli głównej. Ja żyłam w czasach, w których pod tym względem było łatwiej.
- Nie są leniwe. To są ludzie, którzy często nie mają czasu i przestrzeni na to, żeby zająć się sobą. Bo "dzieci", "obiad", "praca", "obowiązki domowe". Kobiety skupiają się na potrzebach rodziny, siebie stawiają na ostatnim miejscu. A zdrowy tryb życia jest czasochłonny i wymaga wiele uwagi. Trzeba się pilnować, przestrzegać regularności, poświęcać czas tylko sobie.
Ewa Zakrzewska - polska modelka i stylistka plus size Fot. Instagram.com/Ewokracja
- W tej kwestii już więcej nie osiągnę. To nie jest tak, że kocham każdy centymetr swojego ciała. Lubię po prostu siebie, bo jestem tak samo wartościowa bez względu na kilogramy na wadze.
W tym procesie na pewno pomógłby mi dobry terapeuta, ale byłam Zosią Samosią i nie chciałam pomocy. Do mojej niechęci do psychologów przyczyniła się zresztą pewna lekarka, która zafundowała mi traumę, wmawiając mi rzeczy, które nie miały miejsca: że mama mnie zaniedbuje, bo zajmuje się autystycznym bratem, że mi w szkole dokuczają. Od tamtej pory unikałam terapeutów, co z perspektywy czasu uważam za błąd. Z terapeutą jest jak z przyjaciółką, trzeba trafić na osobę, z którą poczuje się chemię.
- Wcześniej zaczęłam zmieniać stosunek do siebie samej, zachwyt innych nie miał na to wpływu. Wyjechałam na wyspę Jersey i tam nikt mnie nie oceniał. Zabronione było dodawanie zdjęć do CV. A w Polsce nie mogłam dostać pracy, bo słyszałam, że nie pasuję. Na Jersey byłam zszokowana dostępnością ubrań plus size w sklepach, zainteresowaniem mężczyzn. Znalazłam sobie tam przestrzeń, w której poczułam się bezpiecznie.
Teraz nikt, a już na pewno nie anonimowy hejter, nie jest mnie w stanie dotknąć krytyką. Ostatnio pani w kiosku koło mojego domu zagadała do mnie: "A może by pani schudła, mam tutaj książkę o odchudzaniu". Uśmiechnęłam się, podziękowałam i powiedziałam, że wcale nie chcę schudnąć. Taka krytyka w twarz to dla mnie rzadkość. Jestem bardzo pewna siebie, ludzie nie mają odwagi brać takich osób na celownik.
Ewa Zakrzewska w kolekcji Tom&Rose Fot. Materiały prasowe Biedronki
- Nie miałabym dokąd pójść. 99,99 procent ubrań kupuję online w sklepach za granicą. W normalnych sklepach w centrach handlowych rozmiarówka kończy się na 44. Wyszły z Polski marki, w których coś dla nas było - Marks&Spencer, Dorothy Perkins. Polskie firmy rozwijają się, ale nie za bardzo radzą sobie z trendami. Jeszcze pięć lat temu brałabym wszystko w moim rozmiarze z pocałowaniem ręki, teraz stałam się wybredna, chcę, żeby te ubrania były modne.
Podobno plus size się w Polsce nie sprzedaje. Za granicą rozmiarówka jest pełna. Nie wiem dlaczego, sama ciągle się nad tym zastanawiam. U nas często problemem są ubrania basic: prosta koszulka, dżinsy. Stacjonarnie się ich kupić nie da, na krawcową nie każdego stać.
- Sama jestem z małej miejscowości - Marózek koło Olsztynka. Tam na moją sylwetkę nie było nic. Kiedy przyjechałam do Warszawy do liceum, chodziłam do india shopów, w których mogłam znaleźć coś dla siebie. Marzyłam o chociaż jednej parze dżinsów. Bez skutku. Dlatego chodziłam w męskich bojówkach.
Dziś są grupy na Facebooku, na których dziewczyny odsprzedają sobie ubrania. Są dziewczyny, które mieszkają za granicą, kupują ciuchy dla innych i odsprzedają. Są second handy.
- Pokolenie ich klientek umiera. Oni nie są otwarci na trendy.
- Takie same jak te z rozmiaru 38, tylko 10 rozmiarów większe. W modzie nie chodzi o rozmiar, tylko o proporcje. Kobieta plus size nie potrzebuje innych ubrań, wystarczy, że będą po prostu większe.
- Jestem modelką, stylistką, blogerką plus size. Mam też drugą, zupełnie inną działalność - razem z braćmi przejęłam na Mazurach rodzinną gastronomię, prowadzimy wędzarnię ryb.
Z modą zaczęło się od butiku, który miałam przy ulicy Puławskiej w Warszawie. Miałam w nim środy ze stylistką, doradzałam, jakie kroje i kolory nosić. Osiem lat temu klientki się bały i kolorów, i długości. Pracowałam też jako modelka, ale teraz powoli się z tego wycofuję - bardzo selekcjonuję zlecenia. Nadal zajmuję się stylizacjami osób prywatnie.
Zaprojektowałam ostatnio kolekcję Tom&Rose dla Biedronki. To ubrania plus size dla kobiet. Dalej chciałabym ubierać większe kobiety. Przekazywać im, żeby się troszczyły o swoje zdrowie, żeby im zależało na wyglądzie, żeby dbały o siebie, starały się siebie polubić niezależnie, jaki rozmiar noszą. Z takim nastawieniem można zacząć pracę nad sobą.
Ewa Zakrzewska - polska modelka i stylistka plus size Fot. Instagram.com/Ewokracja
- Byłam jedną z pierwszych kobiet plus size pokazujących się i mówiących o rozmiarze. Przetrwałam czasy, kiedy ciałami modelek plus size gardzono, a z modelingu plus size szydzono. Traktowano nas w mediach w Polsce jak śmieszne zjawisko. Ale to samo działo się wcześniej za granicą, do nas po prostu otwartość na plus size przyszła z opóźnieniem.
Klientki plus size czują się pomijane przez producentów - zwłaszcza w małych miasteczkach nie ma dla nas ubrań, a jak są - to za parę majtek trzeba zapłacić 50 zł. Dzięki mojej kolekcji te ubrania trafiły do ponad 2200 sklepów, w tym do naprawdę malutkich miejscowości. Bałam się trochę reakcji środowiska plus size, ale nie spotkałam się z żadną krytyką. Zainteresowanie jest autentycznie ogromne - dziewczyny piszą, że będą koczować w namiotach pod sklepami.
Jeżeli zainteresował Cię nasz tekst, prosimy o wypełnienie ankiety. Twoje odpowiedzi będą dla nas wskazówką, jakie tematy poruszać w cyklu "Psychologia". Ankieta znajduje się TUTAJ.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.