Były partner odebrał jej psa siłą. "To ja go adoptowałam, miałam wszystkie dokumenty"

Zdarza się, że w czasie rozstań jedną z najtrudniejszych kwestii jest to, który z partnerów zabierze ze sobą psa czy kota. Przekonała się o tym Wiktoria, która od kilku miesięcy walczy o to, by odzyskać swojego owczarka niemieckiego Grota. Jak wyznała, były partner odebrał jej psa siłą.
Zobacz wideo Otworzyła okno życia dla zwierząt:

Ustalenie, kto zajmie się zwierzakiem po rozstaniu, często nie należy do łatwych i przyjemnych. Dobrze jednak jest, gdy byli partnerzy ze sobą dyskutują i próbują znaleźć kompromis. Niestety zdarza się, że jedna ze stron wykrada zwierzę i nie chce iść na żadne ustępstwa.

Po roku związku ze swoim - teraz już byłym - partnerem psycholożka Wiktoria Dróżka zdecydowała się na adopcję owczarka niemieckiego. Jak podkreśla, myślała o tym już od dawna i gdy po raz pierwszy zobaczyła na zdjęciu Grota, sześcioletniego owczarka niemieckiego, wiedziała, że musi zrobić to teraz.

Jak mówi Wiktoria, były partner początkowo nie był przekonany do tego pomysłu. Próbował ją nawet do tego zniechęcić. W końcu jednak Wiktoria postawiła na swoim. Z czasem mężczyzna także bardzo przywiązał się do psa i podobnie jak ona nie wyobrażał sobie już życia bez Grota.

Ich związek zakończył się w kwietniu. - Mimo że to ja adoptowałam psa, wszystkie dokumenty były na mnie, w czasie rozstania mój były wykrzyczał, że Grot zostanie razem z nim - zaznacza nasza rozmówczyni. Do dzisiaj największe emocje w Wiktorii wzbudza to, w jaki sposób były partner odebrał jej zwierzę.

Pies został jej odebrany siłą

Z relacji nasze rozmówczyni wynika, że w czasie porannej rozmowy mężczyzna wpadł w szał. Opuszczając naprędce mieszkanie, nasza rozmówczyni miała ze sobą tylko dokumenty - swoje i psa. Bała się wracać tam sama. Po swoje rzeczy przyjechała więc z kolegami.

- Tylko ja mogłam wejść do mieszkania. Moi znajomi musieli zostać na zewnątrz. Zgodziliśmy się na to. Jednak w pewnym momencie mój były zaczął krzyczeć i mnie szarpać. Koledzy zareagowali. Szybko krzyknęli, bym zabrała psa i zadzwoniła na 112. Ja wybiegłam przed blok, a oni tam zostali - opowiada.

Wiktoria z obecnej perspektywy żałuje, że nie uciekła z tego miejsca wraz z psem. Postanowiła poczekać na przyjazd policjantów i powrót swoich kolegów. Jednak jeszcze przed przybyciem funkcjonariuszy były partner wybiegł przed blok i w brutalny sposób wyszarpał jej psa. Zwierzę było przerażone sytuacją, ona z resztą także. - Wyszarpał mi psa i uciekł do mieszkania. Gdy zjawili się u niego policjanci, powiedział, że mnie nie zna - wspomina Wiktoria.

 

Niedługo po tym nasza rozmówczyni zgłosiła się na policję. - Byłam pewna, że jeśli pójdę na policję z nagraniem (znajomym Wiktorii udało się nagrać zdarzenie przed blokiem - przyd.red.) i dokumentami psa, odebranie go będzie proste. Liczyłam na to, że policjanci pójdą tam z nakazem wydania psa, odbiorą go i po prostu wróci do mnie - mówi Wiktoria.

Tak się jednak nie stało. Zawiadomienie zostało zgłoszone, ale w umorzeniu sprawy została poinformowana, że jest to sprawa cywilna i powinien zająć się nią sąd. Poza tym, w feralny poniedziałek, Wiktoria otrzymała od byłego partnera tak zwane porozumienie, w którym miała wyrzec się między innymi praw do psa. Oczywiście nie zgodziła się na takie warunki.

- Myślę teraz, że u nas w Polsce tak to po prostu wygląda. Odbierasz coś komuś siłą i często nie ponosisz w związku z tym żadnych konsekwencji - mówi.

Niewiele osób decyduje się na batalię sądową

O komentarz w tej sprawie poprosiłam radczynię prawną Karolinę Kowalską z Kancelarii Kowalska - Mierzejewska w Warszawie.

Jak zaznacza nasza rozmówczyni, status prawny zwierząt w Polsce nie jest jednoznaczny. Z jednej strony art. 1 ust. 1 Ustawy o ochronie praw zwierząt podkreśla wyraźnie, że zwierzę jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia nie jest rzeczą, z drugiej zaś ustawodawca odsyła do przepisów dotyczących rzeczy. Co prawda Kodeks cywilny przewiduje stosowne środki w sytuacji naruszenia własności, jednakże trudno uznać, aby zwierzęta mogły być traktowane na równi z rzeczami.

W przypadku takich sporów o zwierzęta zawsze najlepsze są polubowne rozwiązania. - Można w takiej sytuacji próbować ustalić z partnerem dni, w jakie zwierzę będzie spędzało czas z drugą osobą - mówi prawniczka (warto jednak zaznaczyć, że o ile w przypadku psów może być to dobre rozwiązanie, o tyle większość kotów źle znosi zmianę miejsca).

Co zrobić jednak, jeśli sytuacja wygląda tak jak u Wiktorii? - Jeżeli wszelkie próby "dogadania się" pozostaną bezskuteczne, w pierwszej kolejności należy wysłać do byłego partnera wezwanie do wydania zwierzęcia w wyznaczonym terminie. Jeżeli to nie pomoże - można wystąpić do sądu z powództwem o wydanie rzeczy/zwierzęcia.

- Jak wspomniałam, zgodnie z Ustawą o ochronie praw zwierząt stosuje się do nich odpowiednio przepisy o rzeczach ruchomych, ale dostosowując ich znaczenie na potrzeby konkretnego aktualnie rozwiązywanego problemu. Sąd w takim postępowaniu będzie przede wszystkim badał, jaki wpływ miałoby wydanie zwierzęcia ze środowiska, w którym przebywał. Zwierzę jako istota żyjąca zdolna do odczuwania również odczuwa tęsknotę czy stres - wyjaśnia prawniczka.

Warto wspomnieć, że brak jasnych przepisów dotyczących sytuacji odebrania zwierzęcia przez byłego partnera czy partnerkę powoduje, że niewiele osób decyduje się na batalię sądową w takich przypadkach.

- W Portalu Orzeczeń Sądów Powszechnych nie ma wielu wyroków o zbliżonej tematyce, co nie oznacza, że takie sprawy nie są prowadzone. Przykładowo - 17 grudnia 2013 Sąd Okręgowy w Sieradzu wydał wyrok w sprawie o wydanie psa*, a 6 grudnia 2017 r. Sąd Rejonowy Szczecin-Prawobrzeże i Zachód zapadł wyrok w podobnej sprawie. W każdej z tych spraw Sąd podkreślił, że w sprawach nieuregulowanych w ustawie o ochronie praw zwierząt do zwierząt stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy, ale nie można pominąć tego, że zwierzę jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia , nie jest rzeczą - mówi prawniczka.

- Sąd przede wszystkim bada w takich przypadkach, jaki wpływ na zwierzę miałoby uwzględnienie powództwa - tj. czy wydanie zwierzęcia nie spowoduje u niego cierpienia, stresu - dodaje Karolina Kowalska.

 

Wiktoria: Nie chcę zachować się tak jak mój były

Wiktoria czuje się bezradna. Policja jej nie pomogła, schronisko, z którego adoptowała psa, także. Nie wyklucza, że uda się ze swoim problemem do sądu. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że tego typu sprawy ciągną się latami, a ostatecznie sąd może uznać, że tyle czasu minęło i powrót nie ma już sensu.

- Gdyby sytuacja była odwrotna - to mój partner adoptowałby psa i to on głównie by się nim zajmował, pogodziłabym się z tym, że wraz z rozstaniem tracę zwierzę. I pewnie adoptowałabym nowe. Swoją walką o Grota chcę pokazać, że to tak nie może działać, nie można siłą wyrywać kobiecie zwierzęcia i być przekonanym, że to jest okej, bo to po prostu okrutne traktowanie kobiety, psa, a także łamanie prawa. Nie może być bierności i społecznej zgody na krzywdę - podsumowuje Wiktoria.

Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl lub edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: