Daria z Rwandy: Polacy chcą robić wszystko po równo. W moim kraju mężczyzna musi być głową rodziny

Klaudia Kolasa
Daria przeprowadziła się do Polski cztery lata temu, żeby studiować. Teraz mówi, że to jej drugi dom. "Przyjechałam do kraju, w którym nikt nie mówił w moim języku, a mimo to udało mi się znaleźć pracę i mieszkanie. Nikt mnie nigdy nie obrażał i nie dyskryminował" - podkreśla. Jej partner jest Polakiem, ale kiedy wspomina czasy randkowania, przyznaje, że niełatwo było znaleźć drugą połówkę.

Więcej wywiadów z cyklu Rozmowy bez granic przeczytasz na Gazeta.pl.

Klaudia Kolasa, kobieta.gazeta.pl: Czym zajmujesz się w Polsce? 

Daria: Pracuję jako kierownik ds. finansów w jednej z korporacji.  

Przeprowadziłaś się z powodu pracy? 

Nie do końca. Do Polski przeprowadziłam się na studia magisterskie, ale tak naprawdę to była tylko wymówka - zresztą całkiem niezła - bo potrzebowałam zmiany.

Dlaczego? 

Czułam, że utknęłam. Kocham swój kraj i jest w nim sporo dobrych rzeczy, ale od dzieciństwa każdy mój dzień wyglądał tak samo. Poczułam, że potrzebuję czegoś więcej. Że muszę poszukać większych wyzwań. Człowiek zasługuje na to, żeby mieć życie, o jakim marzy. Chciałam sprawdzić, czy sobie poradzę bez rodziców i rodziny. Edukacja była dobrym powodem. Gdybym powiedziała mojej rodzinie, że chcę wyjechać do Europy, żeby tu żyć, złamałabym im serca. Kiedy powiedziałam im, że chcę się uczyć i potem wrócić, zaakceptowali to.  

 

Studia pierwszego stopnia kończyłaś w Rwandzie. Zauważyłaś jakieś różnice w nauczaniu? 

Powiedziałabym, że jesteśmy bardziej wymagający w tej kwestii. Jeśli studiujesz finanse, musisz sprostać ogromnym wymaganiom. Cały czas siedzisz w książkach, doczytujesz, szkolisz się. Musisz naprawdę rozumieć to, czego się uczysz, udowadniać, że się nadajesz. Czujesz presję od rodziców i od nauczycieli, ale koniec końców wiesz, że to wszystko dla twojego dobra.

Tu nie ma aż takiej presji. Jeśli chodzisz na wykłady i nie słuchasz, to twój problem. Poza tym, żeby dostać stypendium na studia w Rwandzie, musisz być naprawdę najlepsza. Jeśli nie dostaniesz stypendium, możesz iść na prywatną uczelnię i po prostu za siebie zapłacić. Nikt nie myśli o zabawie, kiedy płaci za naukę.

Jak twoja rodzina zareagowała, kiedy powiedziałaś im, że chcesz wyjechać? 

Mam ogromną rodzinę. Moi bracia coś tam wiedzieli o Polsce: że jest w Unii, że jest w Europie, że większość mieszkańców to chrześcijanie. Dla moich rodziców informacja o przeprowadzce do Europy nie była aż takim szokiem. Wydaje mi się, że kiedy rodzisz dziecko, godzisz się na to, żeby robiło w życiu to, co jest dla niego najlepsze. Wiedzieli, że nikt nie będzie mógł mnie przekonać do zmiany decyzji.

 Jak wyobrażałaś sobie swoje życie po przeprowadzce? Miałaś jakieś oczekiwania?

Hm… zakładam, że każdy kraj ma w sobie coś ciekawego. Nie jestem jak inni ludzie. Nigdy nie czułam, żeby ciągnęło mnie do konkretnego miejsca. Miałam koleżankę, która mieszkała w Polsce przez jakiś czas i pomyślałam, że może to dobre miejsce. Zapytałam ją, jak wygląda życie, jaki jest standard, czy jest drogo, ile płaci się za studia i czy trudno jest znaleźć pracę. Powiedziała, że łatwo, że nie jest aż tak drogo. Że można mieć godne życie. Jeśli chodzi o ceny w Polsce i  Rwandzie, powiedziałabym, że jest podobnie. Mieszkania są największym problemem. Cztery lata temu się tu przeprowadziłam. Po dwóch latach skończyłam magisterkę.  

Pamiętasz swoje początki? 

Pamiętam, że kiedy wysiadłam z samolotu, poczułam się przytłoczona. To był wrzesień 2019 roku, było strasznie zimno. Miałam na sobie t-shirt i klapki. Musiałam jechać z Warszawy do Bydgoszczy. Dotarłam na dworzec i wsiadłam do pociągu, ale kiedy z niego wysiadłam, zamarzałam. 

Na studiach mieliśmy ludzi z Nigerii, Zimbabwe, Tanzanii, Zambii. Z różnych części świata, ale większość studentów pochodziła z Afryki lub Azji. Mieszkałam tam przez cały rok akademicki: od września do maja. Znalazłam nawet pracę, dorywczą, żeby związać koniec z końcem. Na początku maja dostałam pracę w zawodzie. Musiałam wylecieć na dwa miesiące do Wielkiej Brytanii na szkolenie, a potem wrócić do biura w Warszawie w sierpniu. Cieszyłam się, że wracam do Polski.  

 

Dlaczego? 

Pobyt w Wielkiej Brytanii był wspaniałym doświadczeniem i dziękuję za nie Bogu, ale za nic nie chciałabym tam zostać. Bo i po co? Polska jest dla mnie domem. Przyjechałam do kraju, w którym nikt nie mówił w moim języku, a mimo to udało mi się znaleźć pracę i mieszkanie. Nikt mnie nigdy nie obrażał i nie dyskryminował. Lubię tu żyć. Mam teraz dwa domy: moją ojczyznę, gdzie się wychowałam i Polskę, którą wybrałam. 

To bardzo odległe domy. Zauważyłaś jakieś różnice kulturowe?

Nieszczególnie. Może tylko to, że Polacy potrzebują czasu, żeby nawiązać relację. Ja sama nie jestem ekstrawertyczką, ale kiedy poznaję kogoś nowego, potrafię zrobić dobre wrażenie, otworzyć się, nawiązać znajomość. Utrzymanie kontaktu z Polakami jest trudne.

Nie jesteś pierwszą osobą, od której to słyszę. Chyba potrzebujemy więcej czasu... 

No właśnie. Mam wrażenie, że to nie dotyczy tylko kontaktu z obcokrajowcami. Jestem z moim chłopakiem ponad rok, może raz widziałam jego kumpla. On sam rzadko spotyka się ze znajomymi. Nie wiem, czemu.

Jak się poznaliście? 

Przez portal randkowy, ale jeśli mam być z tobą szczera, to nigdy nie wierzyłam w aplikacje randkowe i tego typu rzeczy. W moim kraju poznanie drugiej osoby nie jest trudne. Nawiązujesz różne kontakty w czasie zwykłych spacerów, spotkań ze znajomymi, imprez. Ale tu? Uważaj, bo Polak do ciebie podejdzie, przedstawi się i poprosi o numer. Powodzenia. Raczej będą podziwiać cię z bezpiecznej odległości, ale nigdy się nie odezwą. Dlatego założyłam profil. Napisałam w opisie, że jestem wierząca, że chciałabym poznać dobrą osobę, a co stanie się dalej, będzie w rękach Boga. Zaznaczyłam, że nie interesuje mnie zabawa. 

 

Napisał i się udało. Polskie podejście do randkowania i relacji jest inne niż w twojej ojczyźnie? 

Kiedy jeszcze nie byliśmy razem i chodziłam na randki, zauważyłam, że Polacy nie wiedzą, czego chcą. Na podstawie moich doświadczeń wydaje mi się, że trudno jest im podejmować decyzje. Często jest: "może tak, może nie, nie jestem pewny". To wkurzające. Spotykamy się, podobamy się sobie, powinniśmy wiedzieć, czy chcemy być razem. Nie można być gdzieś pomiędzy. 

Poza tym Polacy lubią okazywać uczucia publicznie i traktują kobiety dobrze, ale kiedy przychodzi do zachowania się jak mężczyzna w związku, to nie ma takiej opcji. Chcą robić wszystko po równo. W moim kraju mężczyzna musi być głową rodziny. To jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Kobieta dba o dom, opiekuje się dziećmi, jest sercem gospodarstwa domowego. Oczywiście w dzisiejszych czasach kobiety też pracują - jeśli chcą -  ale to mężczyzna ma zapewnić rodzinie godne życie, dach nad głową i samochód. Poza tym mężczyźni w Rwandzie lubią dawać kobietom prezenty, obnosić się z tym że są mężami, partnerami i rozpieszczają swoją wybrankę. Kobiety są drugimi połówkami, które prowadzone są przez swoich mężczyzn.

Z drugiej strony Polacy skupiają się na uczuciach, przytulaniu, całowaniu. Mnie to odpowiada, ale chciałabym też, żeby mężczyzna potrafił być decyzyjny. W końcu nic by się nie stało, gdyby pogodzić jedno i drugie.

Rodzina poznała już twojego partnera? 

Mój brat o nim wie, ale nie chcę mówić rodzicom o czymś, co nie jest przesądzone. Tu możesz mieć chłopaka, dziewczynę, mieszkać razem i nikogo to nie dziwi. W moim domu sprawy mają się trochę inaczej. Dla moich rodziców związek to poważna sprawa, na całe życie. Nie mogę mówić im, że dziś jestem z Piotrkiem, jutro z Grzegorzem. To nie do pojęcia w mojej kulturze. Nie chcę robić im nadziei, skoro nie wiem, jak długo to przetrwa. 

Myślisz, że odwiedzą cię kiedyś w Warszawie? 

Zorganizowanie ich przyjazdu byłoby bardzo kosztowne. Myślę, że odwiedziliby mnie tylko wtedy, gdyby w moim życiu działoby się coś złego i nie miałabym nikogo do pomocy. Boże uchroń mnie od tego. Chociaż myślę, że nawet w takiej sytuacji, woleliby, żebym wróciła do Rwandy. Może przylecieliby na moje wesele, gdybym z jakiegoś powodu nie organizowała go w ojczyźnie. 

Jak się czujesz, kiedy wracasz do kraju? 

W zeszłym roku poleciałam do Rwandy na trzy tygodnie. Czuję, że bardzo zmieniłam się, odkąd zamieszkałam w Warszawie. Głównie dzięki mojej pracy i możliwościom, jakie mi daje. Bardzo mnie rozwinęła. Uwielbiam to uczucie, kiedy wracam do Rwandy i jestem z bliskimi, z rodziną. Ostatnim razem tylko na chwilę spotkałam się z przyjaciółmi. Kiedy już dochodzi do spotkania, żyję chwilą. W pozostałym czasie skupiam się na sobie. Nie wierzę w utrzymywanie przyjaźni czy związków przez telefon. Nie wierzę w wiszenie na słuchawce i rozmawianie o problemach. Co mogą zrobić dla mnie ci, których nie ma przy mnie? Powiedzieć, żebym się nie martwiła albo zadbała o siebie i do widzenia. Nie wiem, przez co oni przechodzą, ani oni nie wiedzą, przez co ja przechodzę. Chcę, żeby moim znajomym żyło się jak najlepiej i żeby dostali od życia to, czego pragną. I tyle. 

Czego ty pragniesz od życia? 

Szczerze? Po prostu chcę cieszyć się każdą chwilą. Podróżować, wychodzić z domu, odbywać piękne rozmowy z pięknymi ludźmi, założyć rodzinę, mieć dzieci - jeśli Bóg pozwoli - pracować każdego dnia, mieć dach nad głową. Doceniać proste rzeczy. W tej chwili od poniedziałku do piątku pracuję w godzinach 7 – 22. Nie mam czasu na nic poza pracą. W weekend wychodzę na zakupy, spotykam się ze znajomymi, wyjeżdżam. Odpowiada mi takie życie. To mój wybór.  Lubię być zajęta. Wyjechałam z kraju, bo się nudziłam, więc... 

Myślisz czasem o powrocie do Rwandy? 

Gdybym miała powód, żeby tam wrócić, spakowałabym się choćby i jutro. Na razie takiego powodu nie mam. Mogłaby to być kariera, mężczyzna... ale kto wie, co jeszcze się wydarzy. 

Więcej o: