Pić zaczęłam z ... nudów. Praca niedająca satysfakcji i partner nierokujący na męża :) Alkohol dawał ucieczkę od problemów, a prawda jest taka, że problemem było picie. Po pewnym czasie nie mogłam już doczekać się powrotu do domu i zakupu alkoholu po drodze - jeszcze nie widziałam wtedy problemu. Alkohol zawsze dodawał mi odwagi, brak zahamowań przed imprezami. Brak alkoholu przed snem? Nie ma takiej opcji, żebym zasnęła.
W pewnym momencie poczułam się już całkowicie zmęczona tym, że tak naprawdę rządzi mną chęć napicia się. Co ciekawe nigdy nie piłam w pracy, dlatego przez dłuższy czas nie widziałam problemu, bo picie wieczorne przypisywałam rozluźnieniu i miłemu spędzaniu czasu. Prosiłam mojego ówczesnego partnera, abyśmy przynajmniej spróbowali przestać pić, ale niestety były to chwilowe „zrywy”. Po krótkim czasie wszystko wracało do stanu poprzedniego. Dlatego podjęłam drastyczną decyzję i zaczęłam nowe życie w kompletnie innym kraju (nie miałam nic do stracenia, bo już i tak wszystko straciłam) i postanowiłam zawalczyć o siebie. Na początku uciekałam w pracę, po kilkanaście godzin dziennie. Wracając wieczorem do domu, padałam na twarz i spałam. Po jakimś czasie skróciłam godziny pracy i zaczęłam spędzać czas na siłowni - efekt prawie 30 kg mniej i pozytywna energia. Zaczęłam dobierać znajomych, którzy rozumieli, ze nie nie mogę pić i nie dam się namówić na tekst „z nami się nie napijesz”.
Trzeba sięgnąć dna, żeby się obudzić i ja tego dna sięgnęłam - strata pracy, partnera, długi i brak pieniędzy. Na szczęście przebudzenie z mojej strony nastąpiło i od 5 lat nie piję. Biegam, trenuję, czytam, uczę się, pracuję, mam partnera i już nie potrzebuję alkoholu. Jestem szczęśliwa.
- Karola
Zobacz także: Tak piją Polacy. Piwo w środę, wódka w sobotę. Jak pić, to na umór
***
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Uważasz, że powinniśmy poruszyć konkretny temat w ramach cyklu "Alkopolacy"? Napisz do nas: listydoredakcji@gazeta.pl