Wejdź i wypełnij - Internetowe Badanie Wynagrodzeń 2008
"Ja to proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony. Bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. - No, ubierasz się pan. - W płaszcz, jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu? - A fakt (...) i jest za piętnaście siódma. To jeszcze mam kwadrans, to sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść, tylko prosto do domu... I góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się, jem śniadanie i idę spać". To niezapomniany dialog z filmu "Co mnie zrobisz, jak mnie złapiesz?" Pewnie wiele osób, pracujących w nocy mogłoby się, przynajmniej częściowo, pod tym podpisać. Choć większość ma niestety jeszcze gorzej...
Marta, 23-letnia studentka Uniwersytetu Gdańskiego pracuje, by opłacić czesne. Ojciec jest hydraulikiem, matka nauczycielką w podstawówce. Marta ma jeszcze trójkę rodzeństwa, więc w domu nigdy się nie przelewało. Ale jako jedyna z rodziny postanowiła zdobyć wyższe wykształcenie. Po słabym liceum w rodzinnym Lęborku nie dostała się jednak na bezpłatne studia dzienne. Pozostały zaoczne, a za nie trzeba płacić.
- Od razu postanowiłam, że poszukam pracy na stałe. Wprawdzie jako hostessa na promocjach zarabiałam nieźle, ale przestała mi się podobać praca w weekendy i najwyżej na umowę-zlecenie. Tylko, że trzy lata temu znalezienie pracy wcale nie było takie proste jak dziś. No i poszłam do supermarketu - opowiada.
Na początku została kasjerką z pensją ok. 800 zł na rękę. Oczywiście razem z premią uznaniową i motywacyjną. Ponad połowa kasy szła na czesne, ok. 150 zł na dojazdy, zostawało ok. 200 zł... Dlatego Marta zaczęła myśleć o awansie. Tylko, że w jej dziale nie było na to szans. Zdecydowała się więc na przejście "na sklep", czyli do działu biuro, gdzie została zastępcą kierownika. Miała też zajmować się wykładaniem towaru. Przełożyło się to na podwyżkę w wysokości 200 zł na rękę, ale zaczęły się też problemy. Marta wciąż studiowała i miała zajęcia co dwa tygodnie. Chciała mieć wtedy całe wolne weekendy, często także piątkowe popołudnie, co nie podobało się reszcie zespołu. Zaczęły się spięcia.
- Nie chciałam konfliktów, ale z drugiej strony doskonale to rozumiałam. Każdy chciałby mieć wolne weekendy, a u nas w soboty jest największy młyn i jak mnie nie było, wszyscy inni musieli pracować. Atmosfera zgęstniała, więc postanowiłam coś wymyślić. No i wymyśliłam: wezmę nocki - wspomina.
W maju zaproponowała to kierownikowi, który wprawdzie najpierw trochę pokręcił głową, ale ostatecznie się zgodził. W tym dziale noc wydawała się wymarzonym czasem na pracę dla kobiety: nie ma ludzi, towar na bieżąco nie schodzi, więc nie trzeba szybko donosić kolejnych partii, można też wstępnie zaplanować zamówienia, co powinien robić zastępca kierownika, ale w dzień często brakowało na to czasu. - Chciałam rzucić się na głęboką wodę. Nie brać po kilka nocek na zmianę z drugą czy pierwszą zmianą, ale wszystkie pięć w tygodniu. Szybko obliczyłam, że z 1,23 zł do każdej przepracowanej godziny, więc zarobię kolejne 200 zł więcej. Gra wydawała się warta poświęcenia. Zresztą o żadnym poświęceniu wtedy nie myślałam, bo pomysł wydawał mi się genialny w swej prostocie - kręci głową.
Według polskiego prawa dodatek do pensji za każdą godzinę 8-godzinnej pracy w nocy (w przedziale godzin 21-7) to 20 proc. stawki godzinowej wynikającej z minimalnego wynagrodzenia za pracę. Pracodawca może płacić więcej, ale nie musi i jak łatwo się domyślić, większość tego nie robi. Ale Marcie wystarczyło to minimum. A raczej wydawało się jej, że wystarczy, bo praca w nocy nie okazała się wcale taka łatwa.
Przede wszystkim nie sprawdził się plan nie przemęczania się, bo po wieczornej masówce w sklepie zawsze jest ogromny bałagan. Klienci wracający z pracy nie zachowują się jak ci, którzy przychodzą rano. Poranne emerytki spokojnie oglądają towar, odkładają go na swoje miejsce itd.
- A wieczorem do sklepu ruszają zmęczeni całym dniem i znerwicowani po korporacyjnych zebraniach "ludzie pracy". Nie mają czasu i ochoty na układanie zeszytów, które się zsunęły czy odkładaniu białych kartek na swoje miejsce. Ja to wszystko muszę posegregować, doprowadzić do ładu, a potem donieść brakujące rzeczy. Plusem jest przerwa, bo mogę ją sobie zrobić kiedy chcę i nieco dłuższą niż w dzień. Siadam przy komputerze, przygotowuję zamówienia i mam chwilę na poczytanie notatek. Nikt mnie nie pyta o szczegóły oferty i nie prosi o wyjaśnienia. Najgorsze jest jednak potem - mówi Marta i odsłania najbardziej męczący element pracy, którym jest... odpoczywanie. Stara się przespać w pociągu, od momentu gdy pojechała o jedną stację za daleko nastawia budzik w komórce. Ciągle jest zmęczona.
Agnieszka pracuje w firmie produkującej płytki ceramiczne. Praca jest na trzy zmiany, bo produkcja trwa cały czas - 365 dni w roku. - To ciężka praca, w piekielnie ciężkich warunkach. Jest gorąco, pełno pyłu, trzeba dźwigać ciężkie paczki z płytkami - opowiada. Agnieszka zarabia na rękę co miesiąc średnio 1400 zł - jak na jej 60-tysięczne miasto, to całkiem nieźle. - Poszłam tam pracować tylko dlatego, aby razem z mężem móc wziąć kredyt w banku na kupno własnego 2-pokojowego mieszkania. Agnieszka 2-3 razy w tygodniu chodzi pracować na nocną zmianę. Często wypada ona w weekendy czy święta. - Pracuję tam ponad pół roku, ale z "nockami" mam cały czas problemy. Po powrocie niby odsypiam do godz. 12-14, ale i tak cały dzień chodzę jak "potłuczona". Ale w zakładzie są ludzie, którzy biorą wszystkie "nocki" jak leci i pracują w ten sposób już 3 czy 4 lata... Naprawdę nie wiem, jak oni to robią... - mówi Agnieszka.
- Spanie w dzień? A próbował pan kiedyś zasnąć, gdy sąsiedzi słuchają muzyki, pies szczeka, a pod domem ruszają samochody? Ja próbuję codziennie, bo nie mam innego wyjścia - wyrzuca z siebie Marta zdenerwowana na samą myśl, że ja za parę godzin pójdę spać, a ona do pracy. Wyregulowanie zegara biologicznego to największy problem dla pracujących w nocy. Teoretycznie łatwiej mają właśnie ci, którzy pracują tylko w nocy, a nie w systemie zmianowym.
- Najważniejsze, żeby pamiętać o tym, że zdrowy człowiek w średnim wieku powinien spać około siedmiu-ośmiu godzin na dobę. Nie da się dostatecznie wypocząć drzemiąc czy przysypiając w autobusie - podkreśla dr Andrzej Tuchomski, zajmujący się m.in. leczeniem zaburzeń snu. - Zgłaszają się do mnie ludzie, którym piętrzą się problemy zdrowotne, a po krótkim wywiadzie okazuje się, że przyczyną jest brak snu. Pracują na zmiany i wydaje im się, że jak wrócą rano to "nie wypada" spać do popołudnia. Na dłuższą metę to zabójcze. Zaczyna się nerwowość, potem apatia, problemy z jedzeniem, co przekłada się na brak podstawowych składników wyżywienia w organizmie i spirala zaczyna się nakręcać - przestrzega dr Tuchomski.
Większość pracujących w nocy lekceważy jednak sen. Głównie z przymusu. Krzysztof układa grafik tak, by zawsze ktoś był w domu z jego dzieckiem. Jest policjantem, więc może pracować w nocy i pilnować małego Marka, gdy żona idzie w dzień do biura. Chętnie oddałby dziecko do przedszkola, ale w wielu dzielnicach Gdańska wcale nie jest to takie łatwe. Do państwowego się nie dostał. Był 12. na liście rezerwowej... A prywatne jest o 400 zł droższe. Dlatego Krzysztof wraca o godz. 6 z nocki, śpi dwie godziny i od 8j, gdy żona wychodzi, zajmuje się dzieckiem.
- W nocy czasem uda się zjechać do komisariatu i godzinkę lub dwie przekimać - przyznaje, choć od razu dodaje, że zdarza się to góra 2-3 razy w miesiącu. - Poza tym praca w nocy jest mniej frustrująca. Jadę wieczorem, gdy nie ma żadnych korków. Wracam rano, gdy korek jest na każdej drodze wyjazdowej z osiedla, ale ja jadę przecież w przeciwnym kierunku. Druga sprawa to sama robota. W dzień trafia się na różnych ludzi, często niewinnych, którzy popełniają jakieś wykroczenie często nie zdając sobie sprawy, ze robią coś złego. A w nocy? 90 proc. zatrzymanych to menele, dresiarze i inni cwaniacy, którzy tylko kombinują jak coś zwinąć lub dać komuś po gębie. Zdecydowanie przyjemniej wypisać takiemu mandat za picie alkoholu w miejscu publicznym niż dwóm studentom piwkującym w parku po udanej sesji - przekonuje. Satysfakcja z pracy w nocy nie przekłada się jednak na jego zdrowie. Wory pod oczami, mętny wzrok, leniwe ruchy. A jest dopiero godz. 17.
- To właśnie pora mojego kryzysu. Na szczęście za godzinę żona wraca z pracy i przejmuje małego. Wtedy mam czas na jeszcze jedną drzemkę przed wyjściem na kolejną nockę. W weekend odeśpię, zawsze tak robię - przekonuje.
Właśnie z takiego założenia wychodzą wszyscy, którzy pracują na zmiany, także w nocy. Nie da się jednak wyspać na zapas, podobnie jak najeść. Ile byśmy nie zjedli, po kilku godzinach znowu będziemy głodni. Można spać 12 godzin, ale po kolejnych kilkunastu znowu znuży nas sen. Według badań naukowych po całkowicie nieprzespanej nocy organizm wraca do normalnego funkcjonowania najwcześniej dopiero po trzech kolejnych przespanych nocach. Co jednak mają zrobić ludzie, którzy w tym czasie muszą pracować?
- Przede wszystkim pamiętać o wypoczynku, bo na dłuższą metę nie dosypiać się po prostu nie da. Cierpi na tym nie tylko ten człowiek, ale także jego najbliższa rodzina. Nie tylko dlatego, że nie ma dla niej czasu. Opisujecie przykład mężczyzny, który zajmuje się swoim synem. Świetnie, ale kiedy widuje się z żoną, skoro twierdzi, że w weekendy odsypia noce? Ludziom wydaje się, że to okres przejściowy, ale im dłużej trwa, tym gorzej i dla nich samych i dla związku. Dlatego warto się czasem zastanowić czy 200 zł miesięcznie to dużo za dobre samopoczucie i zdrowie. Poza tym mogę się założyć, że te pieniądze prędzej czy później pójdą na leki. Pół biedy jeśli będą to witaminy czy leki na przeziębienie. Gorzej gdy konieczne będą np. wizyty u psychologa czy nawet seksuologa - przestrzega dr Tuchomski.
Wejdź i wypełnij - Internetowe Badanie Wynagrodzeń 2008