Beata Pawlikowska poleca: rozpuszczanie cierpienia i telefon do Boga. Bo przecież nie leki na depresję

Marta Nowak
Beata Pawlikowska zasłynęła ostatnio filmem roztaczającym potworną wizję szkód, jakie wyrządza farmakologiczne leczenie depresji. Skoro leki odpadają, to co robić, gdy ktoś zmaga się z cierpieniem, ale boi się psychiatry, żeby nie dostać "zmian w mózgu"? Ja już wiem. Zapoznałam się z coachingiem Pawlikowskiej i teraz już zawsze będę silna jak drzewo w czasie wichury.

Wideo Pawlikowskiej o depresji spotkało się z ostrą krytyką lekarek psychiatrek (więcej o tym w tekście poniżej). Nadal wyświetla się na głównej stronie kanału podróżniczki na YouTube, ale jest już niepubliczne – w przeciwieństwie do wielu innych materiałów. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy w swoich filmach Pawlikowska opowiadała m.in. o witaminie C, oleju rzepakowym, piciu herbaty z koki i tajemnicach miedzi. A także – i to na tym się skupię – przekazała wiele rad dotyczących psychiki i emocji. Być może mogłyby z nich skorzystać marudy, które dziś bezrefleksyjnie spieszą po profesjonalną pomoc.

Bądź dzielny, idź

Opowieści Beaty Pawlikowskiej pełne są metafor ze świata natury. I tak na przykład życiowe trudności porównywane są do gór, które na początku wydają się wielkie, ale w miarę gdy się na nie wspinamy – maleją, a z wierzchołka pięknie widać świat. 

Nie chodzi o to, żeby iść zawsze po prostej drodze, bo wtedy wszystkie mięśnie się rozleniwiają

– mówi Pawlikowska i namawia, by w trudnych chwilach wspinaczki przypomnieć sobie, że przecież "zawsze udawało mi się przejść na drugą stronę, odzyskać spokój, zawsze udawało mi się poradzić sobie z tym, co było dla mnie trudne". No chyba że komuś się nie udawało. Albo tak się akurat złożyło, że przed jednym życie postawiło Himalaje, a przed innym – Góry Świętokrzyskie.

W innym filmie podróżniczka zaleca wdzięczność i radość w obliczu "każdej życiowej burzy". Jak naucza, kiedy człowiek zorganizuje sobie życie tak, żeby było mu wygodnie i bezpiecznie, wtedy pojawia się pustka. Dlatego trudności i nieprzyjemności należy witać z radością. Na przykład tym oto manifestem:

Wiem, że to jest potrzebne, żebym był lepszym, silniejszym, mądrzejszym człowiekiem (...). Będę miała więcej siły, więcej mocy, więcej inspiracji, więcej motywacji, więcej mobilizacji, bo na tym właśnie polega życie.

Tę samą myśl Pawlikowska przekazuje w performatywnym wideo "Telefon do Boga", w którym wykonuje telefon do Boga. Na początku ma trudności, ale w końcu udaje jej się dodzwonić. Podróżniczka informuje Stwórcę/kosmiczną energię, że jest w Kolumbii i że nagrywa, a potem wyznaje swoją wdzięczność:

Chciałam Ci podziękować za wszystkie trudne chwile, które były w moim życiu, te najbardziej trudne, takie, kiedy wydawało mi się, że umrę, bo czułam się wtedy tak samotna (…). Dzięki nim nauczyłam się siły, nauczyłam się odwagi, nauczyłam się odpowiedzialności za samą siebie. I wiem, że po to te wszystkie doświadczenia stawiałeś na mojej drodze.

"Co cię nie zabije, to cię wzmocni" – było kiedyś takie wątpliwej słuszności porzekadło, ale nie trwało 7:48 na YouTubie.

 

Od cierpienia do marzenia

Pawlikowska stara się docierać nie tylko do Boga, ale i do ludzi – tych zagubionych, niepewnych siebie, którzy czują się gorsi od innych. By ich pocieszyć i zmotywować, przywołuje historię amerykańskiej firmy wypożyczającej samochody, która jakoś nigdy nie mogła doskoczyć do pozycji lidera na rynku. Dlatego zaczęła reklamować się sloganem "My staramy się bardziej". Ten przykład z dziedziny marketingu autorka przekłada zręcznie na sferę emocji:

Jeżeli czujesz się gorszy od innych, to to wcale nie jest taka zła sprawa. Wprost przeciwnie! To może dać ci motywację i zmobilizować cię do tego, żebyś robił wszystko najlepiej, jak potrafisz, i żebyś starał się bardziej niż inni.

Dodaje również, że wielu ludzi, którzy osiągnęli szczęście, to osoby, które czuły się gorsze, więc zaczęły ciężej pracować, aby dojść tam, gdzie inni już byli. Warto iść w ich ślady i zacząć działać, a nie siedzieć i rozmyślać nad tym, że świat jest niesprawiedliwy. Tak jak zrobiła to Pawlikowska ("do dzisiaj jestem bardzo ambitna i bardzo pracowita", "znajduję takie projekty, które mnie fascynują, które rozniecają we mnie ogień, i wtedy całym tym ogniem płonę i robię to, co kocham").

 

Podróżniczka zamyka też usta malkontentom twierdzącym, że do realizowania swoich dążeń konieczne są pieniądze. Jak mówi, "nic i nikt nie stoi na drodze do spełnienia twoich marzeń, z wyjątkiem tylko ciebie". Sama wychowała się w Koszalinie, niezbyt dużym mieście, potem zarabiała mniej niż średnia krajowa, a i tak jej się udało:

Spełnianie mojego marzenia o podróżach zaczęłam od tego, żeby spełnić inne marzenie, polegające na tym, żeby mieć wystarczająco dużo pieniędzy, żeby móc wyruszyć w podróż.

Co jednak z tymi, którzy nie mają sił myśleć o marzeniach i podróżach, bo cierpią? Na szczęście jest dla nich droga wyzwolenia, i to bynajmniej niezwiązana ze złowrogą farmakoterapią. Według Pawlikowskiej cierpienie "jest stanem chwilowym". Oczywiście, można "dopuścić je do każdej najmniejszej cząsteczki swojego jestestwa, wejść w nie i stać się tym cierpieniem", jednak rozważny człowiek wybiera inną drogę.

Człowiek jest w stanie zarządzać swoim umysłem w taki sposób, żeby tego cierpienia nie potęgować, tylko żeby zacząć to cierpienie rozpuszczać 

– dowiadujemy się z pouczającego materiału. W kryzysie trzeba sobie uświadomić, że ból "ma naturę przemijania" i "każde cierpienie ustępuje po pewnym czasie", a potem przychodzi szczęście. Zawsze.  

Jakie drzewka rosną z traumy

Więcej oryginalnych myśli o cierpieniu uważny widz znajdzie w materiale pt. "Jak przepracować traumę z dzieciństwa". Film rozpoczyna się opowieścią o dwóch drzewkach. Jedno z nich jest regularnie podlewane i zadbane, a drugie nieosłonięte i targane wichrem. "Które z tych drzewek wyda lepsze, słodsze, bardziej intensywnie pachnące owoce?" – pyta Pawlikowska. Otóż – gdyby ktoś miał wątpliwości – to drugie, które "będzie wysmagane przez wiatr, będzie piło prawdziwy deszcz, będzie miało silne korzenie". I dokładnie tak samo działa trauma, jeśli nie wiecie:

Niektórzy ludzie mają w życiu trudniej. W dzieciństwie nie dostają tego, co jest im najbardziej potrzebne. Nie ma w ich życiu takiego troskliwego ogrodnika, który wie, kiedy przyjść z konewką miłości, pogłaskać po gałązkach (…), tylko rosną na polu, szarpane przez dziki wiatr i podlewane zimnym deszczem.
 

Niesamowite wideo, przy którym złapałby się za głowę każdy psycholog dziecięcy, opisuje następnie, jak cenne jest przenoszenie do dorosłego życia dziecięcych mechanizmów radzenia sobie z trudnościami. "Dzięki temu, że byłeś drzewkiem smaganym wichurą, wykształciły się w tobie nadzwyczajne umiejętności życiowe" – tłumaczy Pawlikowska. Jakie umiejętności? Na przykład bycie świetnym organizatorem (bo nie mogłeś liczyć na rodziców), wielka wyobraźnia (bo twoje dzieciństwo było tak okropne, że trzeba było uciekać w świat fantazji) albo umiejętność rozbawiania innych (bo instynktownie nauczyłaś się rozśmieszać ludzi, żeby wzbudzić ich sympatię i oddalić zagrożenie).  

To, że było ci trudno, to, że brakowało ci emocjonalnego wsparcia (…) albo nawet to, że musiałeś się bronić przed dorosłymi, którzy w jakiś sposób niechcący wyrządzali ci krzywdę, to znaczy, że zostałeś zmuszony do tego, żeby wykształcić w sobie nadzwyczajne umiejętności życiowe – takie, których nie posiadają ludzie, którzy mieli bezpieczne, ciepłe emocjonalnie, pełne wsparcia dzieciństwo

– porównuje Pawlikowska. Być może ludzie, którzy mieli bezpieczne, ciepłe, pełne wsparcia dzieciństwo, są na przykład swobodniejsi, pewniejsi siebie, szczęśliwsi, mają bezpieczny styl przywiązania i w ogóle lepiej odnajdują się w życiu. Ale co z tego, na pewno nie mają bujnej wyobraźni, bo nic jej nie sprzyja tak jak stres – czyli "smaganie gałęzi wiatrem". Bo historia o drzewkach to nie koniec dendrologicznych metafor. W innym materiale Pawlikowska tłumaczy:

Chodzi o to, żeby być jak drzewo w czasie huraganu. Dlatego że kiedy drzewem szarpie bardzo silny wiatr, to drzewo nie płacze i nie narzeka, i nie rozpacza, że musi cierpieć, tylko stoi i czeka, aż wiatr się skończy.

I tylko niestety nie wiadomo, co z drzewami, które nie płakały, nie narzekały, nie rozpaczały, a potem zwaliły się, połamane, na drogę.

Więcej o: