Więcej historii niezwykłych kobiet na Gazeta.pl
Shalilah: Z Dubaju. Mieszkałam tam siedem lat i pracowałam jako stewardesa. Tam też poznałam swojego aktualnego męża. Cztery lata po ślubie wyprowadził się do Indii i przez rok byliśmy małżeństwem na odległość. Udawało nam się tak układać grafiki, żeby widywać się regularnie. A potem wybuchła pandemia i wszystko się skomplikowało. Praca mojego męża stała się zdecydowanie mniej elastyczna po wznowieniu większości lotów (jest pilotem), a część mojej pracy, w tym zajęcia taneczne, pozostała w formie online, więc zdecydowaliśmy się na moją przeprowadzkę.
Nie używaj, proszę, sformułowania "taniec brzucha"!
Bo to tylko nazwa marketingowa. Tancerze za nią nie przepadają i starają się jej unikać, jak się da, chociaż w Polsce nie jest łatwo, bo mocno się już utarła. Zresztą w języku angielskim też, to w końcu belly dance. Można jednak stwierdzić, że to krzywdzące uproszczenie, którego w naszym tańcu absolutnie się nie znajdzie. Nazwy tej używamy głównie w rozmowach z osobami spoza środowiska, między sobą - raczej nie.
Taniec orientalny, z arabskiego raks sharki, czyli taniec wschodu. To nazwa zbiorcza dla całej grupy stylów tanecznych wywodzących się z Bliskiego Wschodu, północnej Afryki i Azji Centralnej. Jest tu wiele gatunków - klasyka arabska, folklorystyczne saidi często tańczone z bambusową laseczką, khaleegy - taniec włosów z zatoki perskiej, drum solo - tańczone do samej tabli (bęben - darabouka), muwashahat - taniec andaluzyjski i wiele innych. Dodatkowo taniec ten wciąż się rozwija i pojawiają się nowoczesne style np. z rekwizytami - wachlarze, woale, skrzydła. Każdy styl zazwyczaj wymaga odpowiedniego kostiumu i rekwizytu.
Nie interesowałam się nim, wszystko się zaczęło - jak zapewne u wielu tancerek - kompletnie przypadkiem (śmiech). W ogóle to wydaje mi się, że czasem taniec szuka nas, a nie odwrotnie. Planowałam wziąć udział w warsztatach flamenco organizowanych przez jedną z olsztyńskich szkół tańca, jednak moją uwagę zwróciły warsztaty tańca orientalnego. Postanowiłam spróbować z uwagi na ciekawą nazwę i bardziej dogodny termin zajęć (śmiech). I tak trafiłam na warsztaty tańca orientalnego do Studia RYTM, gdzie później zostałam instruktorką.
Tak. Już po pierwszej lekcji zakochałam się w tym stylu i zaczęłam intensywną naukę - wyjazdy na kursy, szkolenia, festiwale, konkursy. Występowałam regularnie na różnych imprezach okolicznościowych i festiwalach tańca oraz uzyskałam uprawnienia państwowe do wykonywania zawodu instruktora tańca. Wygrałam kilka międzynarodowych konkursów tańca orientalnego, jestem podwójną Mistrzynią Polski Belly Dance w 2013. Poza tym: sędziowałam w konkursach, prowadziłam warsztaty i występowałam podczas wielu międzynarodowych festiwali tańca w Polsce i za granicą. Nie było łatwo. Ale byłam zdeterminowana i dobrze zorganizowana.
Absolutnie nie. I to jest chyba jeden z najlepszych aspektów tańca orientalnego. W tej formie artystycznej - nie tak jak na przykład w balecie - odnajdą się osoby o każdym typie sylwetki oraz rozmiarze, każda z nich stworzy swój indywidualny styl. Myślę, że ten taniec pomaga poczuć się dobrze w swoim ciele. A jeśli ktoś chce zmienić sylwetkę, np., schudnąć czy wyrzeźbić mięśnie, to taniec orientalny jest do tego świetnym narzędziem.
I znów wracamy tutaj do nazewnictwa i tego utartego "tańca brzucha". Nazwa sugeruje, że to brzuch wykonuje tutaj całą robotę, ale prawda jest zupełnie inna. Nie ma części ciała, która nie byłaby aktywna. Zresztą biodra i nogi pracują mocniej niż brzuch. Kilka figur faktycznie jest silnie związanych z wyizolowaną pracą mięśni brzucha, jednak większość jest indukowana w innych częściach ciała, a ruch brzucha jest jedynie tego konsekwencją.
Tak. Czasami zastanawiam się, co jest moją główną pasją - taniec czy kostiumy (śmiech). Kostiumy są zazwyczaj bardzo błyszczące i bogato zdobione kamieniami, koralikami, wykonywane z przeróżnych tkanin. W tańcu orientalnym z uwagi na różnorodność stylów, mamy niezliczone wzory i fasony strojów tanecznych, ponadto wciąż pojawiają się nowe trendy. Uwielbiam kostiumy do tańca orientalnego do tego stopnia, że sama zaczęłam je szyć. Od utalentowanej mamy nauczyłam się podstawowych sztuczek krawieckich. Później metodą prób i błędów zaczęłam tworzyć swoje modele, a teraz wykonuję kostiumy na zamówienie oraz kostiumy treningowe. Wszystkie stroje, w których występuję, uszyłam sama, ale oczywiście gdy jakiś gotowy wpadnie mi w oko, nie zawaham się go kupić (śmiech).
Staram się mieć 10-15 kostiumów gotowych do spakowania na występ. Każdy zakładam kilka razy i sprzedaję. Kupowanie używanych kostiumów to też popularna praktyka, bo zwykle są w bardzo dobrym stanie, wyglądają jak nowe.
Trudno jednoznacznie określić, to oczywiście zależy od zdobień i materiałów, czasu potrzebnego na wykonanie oraz projektanta. Nowy kostium dobrej jakości w ciekawym, modnym fasonie, to wydatek 1800 zł. Można znaleźć oczywiście zarówno tańsze, jak i droższe, kosztujące ponad 4,5 tys. zł. Większość tancerek na początku szyje swoje kostiumy.
Oczywiście, takie rzeczy często się dzieją (śmiech). Staram się być oczywiście przygotowana na wszystko, jednak pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Spadający kolczyk, rekwizyt zahaczający o dekoracje, rozpięty kostium - już nie stresują mnie tak bardzo, jak dawniej. Mam większą pewność siebie, swobodę, wiem, jak wybrnąć z wielu sytuacji... Kiedyś podczas spektaklu tanecznego wyrwałam sztuczne włosy belliżance.
Belliżanka, czyli belly dance koleżanka - tak się nazywamy w Polsce. Było to podczas sceny walki i jej włosy zostały w mojej bransoletce. Scena była na pewno wiarygodna (śmiech). Kiedyś sędziowałam w konkursie w Hanoi. To był poważny konkurs trwający dwa dni z ponad setką uczestniczek. W połowie występu jedna z uczestniczek wykonała mostek tyłem do widowni. Nagle górna część jej ciała dosłownie zniknęła pod sceną. Na scenie była rozłożona specjalna wykładzina taneczna, składająca się z dwóch leżących równolegle pasów. Okazało się, że ich złączenie nie było odpowiednio zabezpieczone i tancerka wsunęła się pod tę wykładzinę. Zapamiętam to do końca życia. Ona niestety pewnie też.
Rzadko. Jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci. Kiedyś, podczas konkursu na festiwalu tańca orientalnego w Szwajcarii chwilę przed wyjściem na scenę rozcięłam sobie czoło. Dosłownie nadziałam się na wystający z jednej z dekoracji gwóźdź na backstage'u. Chociaż rana nie była poważna, nie mogłam zatamować krwi. Czas uciekał, a makijaż powoli obracał się w ruinę. W akcie desperacji zakleiłam ranę klejem i kamieniem Swarovskiego. To był ss30, crystal AB - do dziś to pamiętam (śmiech). Chociaż absolutnie nie polecam tego sposobu, pomysł się sprawdził, a ja zajęłam pierwsze miejsce. Na pamiątkę została mi maleńka blizna.
Na szczęście nie. Uwielbiam występować na polskich imprezach. Publiczność zawsze dobrze się bawi, chętnie bierze udział w konkursach. Zdarzyło mi się kiedyś otrzymać kilogram swojskiej kiełbasy czy szynki w podziękowaniu za pokaz (śmiech).
Shalilah jest laureatką wielu międzynarodowych konkursów tańca orientalnego, jest dwukrotną Mistrzynią Polski Belly Dance 2013, dyplomowaną i certyfikowaną instruktorką. W czasie swojej 12-letniej kariery występowała w Polsce, Hiszpanii, Hongkongu, Wietnamie, Szwajcarii, Korei, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Bułgarii i Wielkiej Brytanii. Współpracuje z różnymi szkołami tańca jako instruktor, współorganizuje warsztaty wyjazdowe. Obecnie prowadzi kursy online i współpracuje z lokalnymi studiami i szkołami tańca w Indiach.