Więcej inspirujących rozmów znajdziesz na głównej stronie Gazeta.pl.
Magdalena Lamparska*: Dobrze - dziękuję, że pytasz. Chociaż ostatnio, kiedy słyszę, że "ciąża to nie choroba", mam poczucie, że takie uogólnienia mogą być krzywdzące.
Czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele kobiet walczy o to, żeby być w ciąży, jak wielu trudno jest ją utrzymać. Jakie poświęcenia niektóre kobiety muszą ponosić, żeby dotrwać do końca ciąży, po to, by dziecko było zdrowe.
Więc zdanie, "że to nie choroba", może komuś sprawić bardzo dużą przykrość. Każda kobieta ten czas przechodzi inaczej.
Kobiety niezwykle mnie inspirują. Od lat współtworzę wraz z Jowitą Radzińską i Olgą Bołądź Fundację Gerlsy. Kobiece sprawy są dla mnie bardzo ważne i miło mi, że jest to widoczne na moim profilu w mediach społecznościowych.
Nasza kobieca współpraca weryfikuje się od bardzo niedługiego czasu - w porównaniu do mężczyzn - więc wiele jest w tym zakresie do zrobienia.
Myślę, że brak wyrozumiałości i wsparcia wobec siebie nawzajem bierze się z przykrych przeżyć. Moim zdaniem warto podejmować świadome decyzje, że - pomimo złych doświadczeń - nie potraktuję innej kobiety w niestosowny, nieprzyjemny sposób. Bardzo wierzę, że razem możemy więcej. A kobieca współpraca jest dla mnie niezwykle ważna. Jak na nią patrzę, to mnie to niezwykle buduje, inspiruje, mobilizuje do zmiany. Sama stworzyłam takie miejsce, gdzie tę siostrzeńską współpracę weryfikuję i uskuteczniam.
Fundacja jest kreatywnym, bezpiecznym miejscem, stworzonym przez kobiety, w którym cały czas pracujemy nad tym, żeby nasza komunikacja była jeszcze lepsza, jeszcze bardziej otwarta.
To nie znaczy, że nie mamy żadnych konfliktów i problemów, ale uczymy się szukać konsensusów i dbać o siebie nawzajem, o swoje emocje, być na siebie uważnymi.
Wiem, że cokolwiek robię w moim życiu, to za moimi plecami stoją dwie silne kobiety - aktorka Olga Bołądź i badaczka, trenerka, coachka Jowita Radzińska.
Fundacja Gerlsy: aktorki Magdalena Lamparska i Olga Bołądź oraz badaczka, trenerka, coacha Jowita Radzińska. fot. materiały prasowe Fundacji Gerlsy
Czyli kobiecymi historiami. Nasza grupa powstała z zadziorności, buntu, poczucia niezgody, że na ekranie kobiety często występują w drugoplanowych rolach.
Uważamy, że kobiece historie są tak ciekawe, że zasługują na granie pierwszych skrzypiec. Nie tylko na ekranie, lecz także w życiu.
Powołałyśmy więc fundację, która wpiera kobiety, żeby grały w swoim życiu główną rolę. No a filmowy kontekst pojawia się naturalnie dlatego, że ja i Olga jesteśmy osadzone w filmie, a do tego mamy przekonanie, że kino, serial i telewizja mają ogromny wpływ na społeczeństwo, moc kształtowania wzorców. Dlatego chcemy snuć opowieści w sposób niestereotypowy. To ważne, by o trudnych tematach można było powiedzieć w dostępny sposób, po to, by wywołać dyskusję.
...albo zweryfikowania. Kult Matki Polki.
Przekonanie, że kobiety są zawsze odtwórcze - że albo jesteś matką, albo żoną, albo kochanką, co oznacza, że jesteś definiowana przez wykonywaną rolę.
W fundacji pracujemy, żeby to zmienić, żeby opowiadać historie kobiet, pokazując pełne spektrum kobiecości. Portretując skomplikowaną duszę, emocje, umysły kobiet, nasze codzienne dylematy. Uważamy, że pisanie ma ogromną moc terapeutyczną... I że każda z nas ma naprawdę bardzo ciekawą historię do opowiedzenia. Spotykamy się z kobietami również na organizowanych przez nas warsztatach - tak, żeby kobiety wzmocnić, by miały odwagę sięgać po swoje życie.
"Rozwój w notesie #gerlsuje", czyli notes-rozwojownik, opracowany na 12 tygodni pracy nad swoją samoświadomością. Pracując z notesem, przyglądamy się różnym dziedzinom naszego życia: jest ciało, jest duch, są emocje, myśli, działanie, a później integracja tych obszarów, czyli praca z przekonaniami, lekcje czułości… Chcemy dotrzeć do kobiet, które czasem nie mają przestrzeni na warsztaty rozwojowe, ale potrzebują zmiany. Marzymy, aby je wesprzeć tak, żeby mogły powiedzieć: "#gerlsuję"!
'Rozwój w notesie #gerlsuje', czyli notes-rozwojownik, opracowany na 12-tygodni pracy nad swoją samoświadomością. fot. mat. prasowe Fundacji Gerlsy
Nazwa pojawiła się dlatego, że miałyśmy poczucie, że ktoś nam zabrał dziewczyńskość. Jesteśmy nastolatkami, a potem od razu kobietami, matkami, żonami, a przecież cały czas jesteśmy wewnątrz dziewczynami - bez względu na wiek. Bycie gerlsem to bycie w procesie, bycie łagodną wobec siebie, jeżeli chodzi o popełnienie błędów, ale również odważną, jeśli chodzi o nowe wyzwania. To wszystko, co kryje się we wspaniałej niedoskonałości oraz w procesie uczenia się.
To film o wyborze - paradoksalnie natrafiłyśmy na tę historię, zanim w Polsce wybuchły protesty. Jako fundacja jesteśmy autorkami scenariusza, a reżyserką filmu jest Olga Bołądź. Bardzo zależało nam, żeby nie dawać gotowych odpowiedzi, ale żeby pokazać, co to znaczy dla 14-letniej dziewczynki zostać mamą. Wybrałyśmy formę realizmu magicznego, bo uznałyśmy, że tak trudne sprawy są tak bardzo osobiste, że trzeba się im w osobisty sposób przyglądać. Tymczasem zazwyczaj do takich trudnych decyzji chcemy podejść w sposób biało-czarny. Alicja ucieka w bajkowy świat, by obronić się przed światem, który chce za nią podjąć decyzję.
Samo słowo "aborcja" sprawia, że niektórym jest trudno na jej temat dyskutować. A nasz film tę dyskusję otwiera.
Tego ja sama oczekuję od kina: możemy się nie zgadzać w wielu kwestiach i ktoś może uważać tak, a ja mogę uważać inaczej, ale chciałabym, żebyśmy mogli na ten temat porozmawiać. I nie uciekać od trudnych tematów.
Główną scenarzystką kontynuacji "365 dni" jest kobieta - Mojca Tirs. Kolejny projekt, w którym zagrałam, czyli "Poskromienie złośnicy", napisała Hanka Węsierska, a wyreżyserowała Anna Wieczur. Nie zgodzę się z twoim stwierdzeniem. Kino już się zmienia. Producenci już widzą, że to kobiety wybierają, co się ogląda, czują więc coraz częściej, że kobieca perspektywa w kinie jest ważna. Że już naprawdę nie chcemy kultywować kobiecych stereotypów.
Wiem, że film wywołał dużo dyskusji na poważne tematy, pomimo że to gatunkowe kino rozrywkowe. Nie można zaprzeczyć, że rozpoczął rozmowę o kobiecej seksualności. To najczęściej oglądany polski film na świecie, więc może warto się zastanowić, co kobietom daje.
Kiedy w 2014 roku dostałam propozycję od pani Krystyny Jandy zagrania w pastiszu "Klaps 50 twarzy Greya", kobiety jeździły w metrze z obłożoną gazetą książką, bo się wstydziły, że czytają erotykę.
Spektakl gramy do dnia dzisiejszego zawsze przy pełnej widowni. Już wtedy, czytając tę powieść erotyczną, zastanawiałam się nad jej ogromną popularnością, którą zyskała na całym świecie.
Przyjmując rolę Olgi z "365 dni", doskonale wiedziałam, że chcę na ekranie stworzyć silną kobiecą relację - przyjaźń, totalnie opartą na tym, co wspiera Fundacja Gerlsy, czyli siostrzeństwo. Jestem wzruszona, kiedy dostaję wiadomości od dziewczyn z całego świata, że każda kobieta powinna mieć w swoim życiu taką Olgę, bo kobieca relacja, nad którą pracowałam, jest oparta na lojalności, miłości i wsparciu. Pomimo że Olga to rola drugoplanowa, jednak siostrzeńska relacja dwóch bohaterek bardzo wysuwa się na pierwszy plan i jest ważna dla widzek.
Mam takie pomysły, ale nadal nad nimi pracuję, więc nie mogę nic więcej zdradzić. Są to na pewno scenariusze, w których kobieta jest główną postacią. Podobnie jak w mojej książce.
Magdalena Lamparska fot. Filip Zwierzchowski
Napisałam ją w 2017 r., a opowiada o Apolonii Chalupec, która z małego Lipna dostała się do Hollywood i stała się jedną z czołowych gwiazd kina niemego. Do tej pory jest jedyną Polką, której nazwisko widnieje w Hollywoodzkiej Alei Gwiazd. To było dla mnie piękne doświadczenie, że mogłam jako aktorka zbadać życie innej aktorki i spojrzeć na nią nie tylko przez pryzmat jej zawodowych sukcesów i upadków, lecz także zobaczyć, jaki koszt poniosła - bo nasz zawód niesie konkretne koszty. Podziwiam, jaką niezwykłą charyzmę trzeba było mieć, żeby wtedy przemierzyć cały ocean i podbić Hollywood w tym jego złotym okresie. Mimo tych sukcesów Chalupiec - Pola Negri - nie była do końca szczęśliwa. Spojrzałam na nią nie z perspektywy wybudowanej legendy, lecz żywej osoby, która może inspirować do dziś.
W pewnym momencie zorientowałam się, że czekanie na telefon nie ma sensu. Jestem dumna, że napisałam książkę, założyłam fundację czy z tego, że jako Gerlsy wydałyśmy Rozwojownik #gerlsuje. To wszystko kosztowało mnie wiele pracy, ale dało mi też ogromną satysfakcję, bo dzięki temu czuję, że się rozwijam. Lubię mieć wpływ.
*Magdalena Lamparska - absolwentka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, nazywana jest "jedną z piękniejszych i utalentowanych aktorek telewizyjnych, filmowych i teatralnych młodego pokolenia". Możemy oglądać ją na ekranach kin, telewizorów oraz deskach teatru. Rozwija swoją karierę także za granicą. W 2017 r. wydała swoją debiutancką powieść "Wszystko albo nic" inspirowaną życiem Poli Negri. Współtworzy Fundację GERLSY, której celem jest tworzenie kobiecych historii i ich ekranizacja.